Wczoraj poryczałam sobie z godzinkę, pochlipałam, ponarzekałam i dzisiaj mi trochę lepiej. Zaczynam myśleć pozytywnie. Cały dzisiejszy dzień "wisiałam" na telefonie - jak nie z mamą, to z tatą, to z Pią, przyjaciółką, teściową ... bosz. W pewnym momencie myślałam, że telefon na gumce przyczepię do ucha, żeby móc jeszcze np. pracować.
Moja mama oczywiście doprowadzi mnie kiedyś do szaleństwa, albo jakiejś innej choroby psychicznej. Ma złamaną rękę, ale to jej nie przeszkadza w jeździe na rowerze, co więcej na tym rowerze przywiozła zakupy. Jak to usłyszałam to myślałam, że wyjdę z siebie i stanę obok. W pracy mi powiedzieli, że co się dziwie jak jestem taka sama i po kimś musiałam to odziedziczyć. Luz. Nie wiem czy śmiać się czy płakać.
Jutro wzięłam urlop - mam milion rzeczy do zrobienia na sobotnie i niedzielne zajęcia, a jakoś wcześniej nie miałam do tego głowy.
Coś czuję, że spadku wagi w tym tygodniu nie będzie. Poza tym dostałam @.
Zjedzone:
7.00 owsianka z kiwi, kawa z mlekiem
11.00 cappuccino orzechowe
13.00 biały ser (ok 150 g) z konfiturą z dyni i jabłka (roboty mojej mamy)
16.00 jogurt do picia o smaku suszonej śliwki 0% bez cukru
18.00 spaghetti z papryką i papryczkami chilli
Wypite:
ponad 2 litry
Ćwiczenia:
30 min twister
10 min taniec brzucha
koralina1987
3 listopada 2011, 22:24no niezła Mama.... :) ale może to i dobrze ze taka uparta i sie nie poddaje mimo przeszkód...silna wola! To co nam jest teraz bardzooo potrzebne :)
AnnaAleksandra
3 listopada 2011, 21:57No to mamuska uparta ;P
nomorejojo
3 listopada 2011, 21:20trzymaj się Kiki