Jaki ten tydzień był dla mnie fatalny.
Wstawałam o 6.30, jechałam do pracy na 9.00 wracałam ok. 18.00 brałam prysznic i szłam spać. Do tego połykałam milion różnych środków na: gardło, katar, ból wszystkiego, zapalenie dziąseł etc.
Dziś byłam na zajęciach, ale nie wszystkich - z wykładów się urwałam, bo jeszcze nie czuję się najlepiej. Jutro też pojadę tylko na ćwiczenia.
Ćwiczenia fizyczne do końca tygodnia odpuszczam, nie mam siły.
Dietę trzymam wzorowo.
Jutro ważenie i czuję, że mimo diety może nie być kolorowo.
Jedyny plus tego tygodnia - wlewam w siebie hektolitry wody z cytryną, herbaty też z cytryną, soku malinowego (mami zrobiła).
W przyszłym tygodniu obiecuję być zdrowa, będę ćwiczyć wzorowo, trzymać dietę i nie narzekać.
Ps. Mąż nazwał mnie pracoholiczką - pomimo L4 chodziłam do pracy. Powinnam zacząć się o siebie martwić, czy jeszcze jestem w normie (jakiejkolwiek)?
koralina1987
5 grudnia 2011, 18:32fajnie ze smakowało, mi zostały jeszcze dwie tortille i pewnie z nich coś wymodze na dniach, bo jutro zupa ogórkowa :) no to w srode zrobie powtórke z rozrywki i zapieke tortile :) zdrowia zycze!
carbonwhite
4 grudnia 2011, 20:22czasem tak trzeba - pójść do pracy pomimo choroby. zdrowiej i wracaj do ćwiczeń :*
reiven
3 grudnia 2011, 23:00zdrowiej myszko :(:*
Nualka
3 grudnia 2011, 19:50A wiesz,że cytryna nie tylko na chorobę dobra,ale i na przemianę materii?:) wracaj do zdrowia :) Ps.Ja też na antybiotykach do pracy chodziłam :D