Zaczęło się - szaro, buro, ponuro i zimno. Pierwsze zajęcia na uczelni za mną. Zmarzłam jak nie powiem co, pomimo, że na zajęciach siedziałam w kurtce.
Właśnie siedzę sobie pod kołderką i się grzeję. Przed chwilą zjadłam 6 placuszków Nigelli jedne z dżemem truskawkowym drugie z bananem. Są bardzo dobre. Odłożyłam kilka dla Pią i 6 zapakowałam do pudełeczka na jutro do pracy. Przepis znajdziecie na blogu QchniaWege. Czuję się najedzona.
Poza tym w moim życiu nic się nie dzieje, pustka. Leczę rany, po kimś, kto nigdy nie powinien pojawić się moim życiu.
A na jutro na obiad ugotuję zupę marchwiową!
Ahoj!
Julcia0050
24 września 2012, 09:00Oj... przytulam, mocno :* Mam nadzieję, że uda się zrealizować naszą kawkę za niedługo ;)) jakbyś miała luźniejsze popołudnie czekam na sygnał :) ja póki co zajęcia rozpoczynam oficjalnie od 2 października, jeszcze trochę ;) i dbaj o zdrówko w takie wietrzne, pochmurne dni :* Mnie już jakiś wirus bierze, ale walczę z sokiem z malin i dużą dawką witaminy C... 3maj się cieplutko :* Pozdrawiam serdecznie :)) :*
Bonita1990
23 września 2012, 17:35Oby rany szybko się zagoiły! Grzej się pod tą kołderką i nie rozchoruj się! :)
reiven
23 września 2012, 15:10Uwielbiam bloga Karolki! :)
Tysiia
23 września 2012, 15:02Zupa marchewkowa mrrr brzmi pysznie też kiedyś muszę zrobić :-))) a placuszki Nigelli już robiłam i to nie raz są rewelacyjne!!!buziaki i miłego dnia
monika4ever
23 września 2012, 15:01to prawda, te placuszki są świetne... ja od piątku zastanawiam się, czy nie odkręcić już grzejnika... ale jak sobie przypomnę te rachunki!!!!!!!!!!!! o nieee, grube skarpiety i bluza faceta :) kawka i jest git!!! PS. z mojego doświadczenia (oj bolało...) najgorsze jest takie leczenie ran pod kołderką... idź na spacer mała :) i głowa do góry!