a ja wciąż żyję. Wczoraj w windzie niezrównoważona kobieta dokuczyła dziewczynie wyraziście pomalowanej: "Za mocna ta szminka. Na rurze będziesz tańczyć?" Spojrzała na moją gołą twarz i powiedziała: "A pani to życie zna."
W tramwaju miejsca mi ustępują, więc muszę wyglądać na zmęczoną staruszkę...
Obcy ludzie - i tak się nade mną znęcają.
Najwięcej kłopotów robię sama sobie. Niszczę swoje postanowienia. Żądam od siebie, żeby aplikowane sobie "lekarstwa" były przyjemne nie tylko leczyły. Po prostu chcę trochę przyjemności i radości od życia. Co? Mnie się nic nie należy?!
A najgorsze, że trzeba uporządkować ten życiowy bajzel. Wyrzucić to, co chciałoby zabrać mój cenny czas. Ograniczyć sprawy interesujące do rokujących i poprzestać na nich. Zhierarchizować i zrezygnować. Polubić obowiązki. Pięknie żyć małymi sprawami, ale jak to zrobiiić?