Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Kinga156

kobieta, 65 lat, Wyspa Marzeń

156 cm, 67.40 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Be cool!

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

4 stycznia 2016 , Komentarze (3)

ten 2016 od poprzedniego roku.

Przytyłam, trochę schudłam. Jeszcze pare kilo zostało na ten rok. Mam nadzieję, że już będę mogła sîę ruszać bezstresowo. 

Oby spadały te kila, a diety były smaczne, Kochane!

24 września 2015 , Komentarze (4)

... na zastój wagowy.

W zasadzie od początku wakacji mam stałą wagę, tzn. w każdym tygodniu mam spadki i ... wzrosty wagi. Wniosek: mój sposób odżywiania i sposób życia osiągnęły równowagę. Energetyczną.

Czas na zmiany i dawkę ruchu. Boję się tego, bo ostatnio moje ciałko odbierało wysiłek fizyczny jako stres i reagowało kolejnym stanem zapalnym. Goniłam w piętkę, ale może już wydobrzałam na tyle, żeby znieść przyjemną dawkę pływania. Zaczęłam w niedzielę i na razie negatywnych objawów brak.

9 września 2015 , Komentarze (5)

W ubiegłym tygodniu minęło 15 lat od mojego pierwszego telefonu do M. Kwiaty były. Świętowanie też.

Zapytałam go: I jak myślisz o wspólnych latach?

On (rozanielony): 15 lat szczęścia!

Hmm, dla mnie to 15 lat ciężkiej pracy, ale sukcesy były.

Jeśli on tą pracę ocenia jako czas szczęścia, to jest nieźle, co?

7 sierpnia 2015 , Komentarze (2)

Kolejne 6 tygodni i 1 kg mniej. Dynamika spadku co raz mniejsza, ale zmniejszyły się obwody, tzn. osoby wracające z wakacji zauważają, że jest mnie mniej. Zawdzięczam to chyba sezonowi na morele. Moja waga skacze. Spada po dniach reżimu jedzeniowego i rośnie zaraz po. Jednak ogólnie jest mnie ciut mniej.

Dalej nie ćwiczę i nie przymuszam się do tego. Może po upałach będzie ten właściwy czas. Teraz staram się przeżyć. I doczekać kolejnego wyjazdowego, dużego weekendu.

Tym razem nie nad morze, ale w głąb kraju, żeby gorąco przesiedzieć w cienistym parku.

1 lipca 2015 , Skomentuj

Miniony miesiąc (ruski, tzn. 6 tygodni) wolniejszy w odchudzaniu:zaledwie kolejne 1,5 kg ubyło. Wyjeżdżałam - zatem był problem z utrzymaniem pór posiłków. Chorowałam i apetyt mi wzrósł. O nie, nie objadłam się czymś zakazanym: ale jadłam więcej i ruszałam się niewiele. Jeszcze dla mnie nie czas na wygibasy. Organizm wymęczony stresem i na byle co reaguje stanami zapalnymi. Od kwietnia to był już czwarty raz....

A może najważniejsza w tym była reakcja na poprzednio zrzucone kilogramy? Przecież skóra musi nadążać.

Pozdrowienia piękne letnie. I nie dajemy się!

15 maja 2015 , Komentarze (5)

Jest mnie jakieś 2 kg mniej, ale ciągle daleko do paskowej wagi. 

Zmieniłam sposób odżywiania. Stworzyłam indywidualny sposób odżywiania zmierzający w kierunku diety niskowęglowodanowej. Jeden dzień w tygodniu w ogóle bez węgli. Posiłki tylko 4 w równych odstępach czasu. Pieczywo w ograniczonych ilosciach tylko własne. Codziennie strączki.

Bywam głodna, ale bez wilczego apetytu. Za szybko czuję się zmęczona w ciągu dnia, ale to nie wysiłek fizyczny je powoduje. Miałam w rodzinie i cukrzycę, i choroby tarczycy. Obawiam się, że mogłam dostać obie przypadłości... 

Pół godziny przed lub po posiłku wypijam wodę z łyżeczką octu jabłkowego  - natychmiast brzuch maleje (za wyjątkiem dni bez węglowodanów). Chyba niedokwaśność mam.

Trochę odpoczęłam, bo śpię do 7h. Z przerwami, ale na ogół zasypiam po nich. Kondycja nie najlepsza.

Rozpoczynam nastpny etap: włączam dywanówki po pół godziny co drugi dzień. Uważam, że to będzie najłatwiejsze do realizacji. Chyba mam coś na bardzo starej kasecie i na początek musi wystarczyć.

15 kwietnia 2015 , Komentarze (4)

czyli armia umiera lecz nie poddaje się!

Dyscyplina dla mnie to robienie tego, co się zaplanowało w określonym rytmie.

Zaplanowałam rytm, choć moje spontaniczne serce jęczało: umrzesz z nudów! Już wszystko wiesz, co będzie! Monotonia najwîększym wrogiem.

Ale opór mentalny i brak nawyków to nie wszystko z czym przyszło mi się zmierzyć. Po ostatnich 3 latach ze stresem ciągłym powyżej mojej wytrzymałości coś się wreszcie zepsuło: przestałam mòc spać.  Już jakiś czas temu.

No tak ze dwie noce w tygodniu - out!

Nie sposób realizować w tej sytuacji żadnego planu: albo jeszcze nie jestem w stanie, albo już do kitu. Pory posiłków nie istnieją, ciało puchnie, waga rośnie, a siły zmniejszają się, więc ruch ... stoi.

Mimo kłopotów z funkcjonowaniem kawę (ukochaną) wywaliłam już w grudniu, a przed Wielkanocą zrezygnowałam z czarnej herbaty. I dalej spać nie mogę.

Energia życiowa spada, więc czepiają się mnie jakieś zapalenia. Już drugi raz w ciągu pòł roku biorę antybiotyki i... hurra - połączenie ich ze środkami przeciwbólowymi dało efekt błogiego snu przez pół tygodnia (nie na okrągło, ale te jakieś 8h na dobę) i nareszcie.... odpoczęłam, uff. Co za ulga!

Trochę boję się, że niespanie wróci. No trudno, to pójdę po jakieś tabsy w końcu, ale może obejdzie się.

Na razie akumuluję energïę - odpoczywam. Masuję się gumowymi bańkami traktując to jako wstęp do odbudowy kondycji i opracowuję nowy jadłospis, ale o tym innym razem, bo ruszam na mały spacerek.

To baaaj!

5 stycznia 2015 , Komentarze (2)

w trakcie. Rezygnowanie jest ciężkie, ale wiem, że tylko krótka lista ma sens. Najbardziej chciałabym stać się zdyscyplinowana. A to można tylko zacząć ćwiczyć i może kiedyś zaskoczy.

Na razie jeden sukces: ciut doszłam do siebie. Upływ czasu pomaga, ziółka i to, że trzeci tydzień nie piję kawy. Waga (choć sprzętu nie używam) fatalnie, co widzę po ciuchach i w lustrze. Trudno - lubię siebie jaką jestem, bo tyle mogę dziś dla siebie zrobić.

Poczytałam Wasze notki i tak mi się miło zrobiło. Dobry początek dnia.

14 grudnia 2014 , Komentarze (2)

a ja wciąż żyję. Wczoraj w windzie niezrównoważona kobieta dokuczyła dziewczynie wyraziście pomalowanej: "Za mocna ta szminka. Na rurze będziesz tańczyć?" Spojrzała na moją gołą twarz i powiedziała: "A pani to życie zna."

W tramwaju miejsca mi ustępują, więc muszę wyglądać na zmęczoną staruszkę...

Obcy ludzie  - i tak się nade mną znęcają.

Najwięcej kłopotów robię sama sobie. Niszczę swoje postanowienia. Żądam od siebie, żeby aplikowane sobie "lekarstwa" były przyjemne nie tylko leczyły. Po prostu chcę trochę przyjemności i radości od życia. Co? Mnie się nic nie należy?!

A najgorsze, że trzeba uporządkować ten życiowy bajzel. Wyrzucić to, co chciałoby zabrać mój cenny czas. Ograniczyć sprawy interesujące do rokujących i poprzestać na nich. Zhierarchizować i zrezygnować. Polubić obowiązki. Pięknie żyć małymi sprawami, ale jak to zrobiiić?

1 grudnia 2014 , Komentarze (2)

Bo przeżyłam... Uff, co cię nie zabije, to wzmocni.

Szczególnie, że bardzo mi kg przybyło. Tak mi było źle, że chwyciłam się żarełka jak ostatniej deski ratunku. A ruszać się nie miałam siły....

Dzięki za pamięć o Zaginionej, Kochane! Dodaje chęci, żeby się jakoś zorganizować na nowo.

Zaczynam. Nowy miesiąc temu sprzyja.