Zawsze miałam problem z zaczynaniem czegokolwiek... Jak już się przełamałam to jakoś poszło, ale później działo się znowu coś co przeszkodziło w dalszej realizacji planu. Moja motywacja trwa przez chwilkę, a potem gaśnie jak wypalona zapałka... jestem typowym przykładem słomianego zapału. I chociaż jestem osobą zdrową, sprawną i wiem, że dużo mogłabym zrobić dla swojego zdrowia i ciała to jednak brak odpowiedniej motywacji często skłania mnie do odłożenia szczytnych celów i zajęcia się rzeczami, którymi często zajmować się nie warto... i tak koło się toczy...
Innym powodem mojego braku zapału są zwykle jakieś wydarzenia. Jak już się rozkręcę to coś się dzieje, albo się rozchoruję, albo wyjadę w delegację, albo zamkną klub fitness... I tak zawsze i znowu potem zaczynam sobie odpuszczać, zaczynam jeść wszystko na co mam ochotę (jednak przed 30-stką już trzeba się zacząć oszczędzać:)), przestaję pić wodę do której wcześniej się zmuszałam, przestaję ćwiczyć i znowu po każdym większym posiłku mam wyrzuty sumienia, ale robię to dalej mówiąc, że jutro zacznę dietę.. Jedzenie sprawia mi niesamowitą przyjemność. Nie ukrywam, że jest dobre na wszystko... I mimo tego, że zdaję sobie sprawę, że tak być nie powinno, że mam tendencje do tycia to w danej chwili jestem w stanie zjeść wszystko na co mam ochotę, a po posiłki dopiero zaczynam myśleć i wtedy patrzę na siebie z niechęcią.. Już tak nie chcę!!!
Tym razem postaram się jednak jeszcze raz stawić czoła swoim słabościom...