Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Dzień drugi


Dziś znów jedzenie na mieście i tym razem dałam się nabrać na coś co się nazywało "lanczykiem". Nie będę nawet opisywać moich wrażeń po skosztowaniu tej pomarańczowej potworności ze środka obrazka. Na początek wywaliłam z talerza ziemniaki, ale to też nie pomogło. Zjadłam połowę (jakoś...) i szybko uciekłam w inne miejsce na jakąś sałatkę. Jedzenie jak z najgorszych stołówkowych koszmarów. Nie spodziewałam się, bo wcześniej naprawdę lubiłam ten lokal.



Z rzeczy frywolnych - pozwoliłam sobie na niebieskie latte:). Zamiast biegania była godzina ćwiczeń ogólnomodelujących. Jakoś nie mogłam się przemóc w to zero stopni i paskudną szarówkę. Jestem prawie zadowolona. Jestem dobrej myśli:). Czuję, że mi się uda i niedługo będę znów szczuplutka:).