Jak nie urok…. dzisiaj z biegunką już ok, ale za to pojawił się @. Jak nie obrócić z tyłu plecy Już wczoraj wieczorem z brzuchem było lepiej - bezkarna dieta paluszkowo-waflowo-colowo-bananowa. Już popołudniu było lepiej, ale apetytu nadal nie miałam. Czułam się trochę jakbym miała gorączkę, ale termometr temu przeczył. Niemniej wzięłam jeden ibum i postawił mnie na nogi! To chyba tylko potwierdza, że to jakaś wirusowa sprawa… Grunt, że obeszło się bez specjalistycznych medykamentów. Bardzo boję się leków na biegunkę, bo przy moich skłonnościach do zaparć może to potem oznaczać kilka dni bez dłuższych wizyt w toalecie.
Wczorajszego jadłospisu nie ma nawet co wpisywać Jutro pojawi się dzisiejszy, bo chyba już wracam na właściwe tory. Weekend niby ok, choć wydaje mi się, że jadłam za mało. Zresztą w niedzielę wieczorem już zaczęłam się kiepsko czuć - jakieś odbijania, wzdęcia, więc nie ma się co dziwić. Teraz już wszystko będzie jak w zegarku i nawet trening dzisiaj będzie - zwłaszcza, że wczoraj kupiłam sobie nową matę do ćwiczeń! Wczoraj już nie chciałam nadwerężać organizmu.
Nie wiem czy kiedyś wam wspominałam, ale mój 11-letni chrześniak zmaga się ze zbyt dużą wagą. W tej chwili waży chyba więcej ode mnie. Jego rodzicom już od dawna sygnalizowałam, że on je za dużo, że za dużo waży… ale generalnie “groch o ścianę” i riposty typu: “będziesz mieć swoje dziecko to będziesz je karmić jak będziesz chciała”. Fakt, faktem, że swoje zasługi dołożyła też nadgorliwa babcia dająca drugi obiad w domu po obiedzie w szkole… Ostatnio jednak coś do nich trafiło i udali się do dietetyka - od razu mówiłam im, że będzie ciężko, bo będzie to dotyczyć całej rodziny i nie będzie to taki “prosty” proces jak u dorosłego. Dietetyk na pierwszej wizycie zlecił komplet badań i dał ogólne zalecenia typu zamiana ziemniaków na kaszę, białego pieczywa na ciemne itp. Po wykonaniu wszystkich badań okazało się, że chłopak ma insulinooporność…. mam poczucie, że zgłosili się do tego dietetyka w ostatnim momencie, gdzie jeszcze można próbować coś naprawiać. Póki co jest na diecie ok 1600 kcal - czytałam jadłospisy i są naprawdę ciekawe - nie można się nudzić. Po pierwszym tygodniu wiem nawet, że są smaczne. Myślę, że niektóre przepisy sama wykorzystam Jak coś upichcę to się pochwalę. Niestety ich życie zmieniło się o 180 stopni. Gotowanie z wagą, z dokładną rozpiską itp. No cóż - sami do tego doprowadzili, więc sami się teraz muszą męczyć… najgorzej żal mi tylko mojego chrześniaka - nie tak łatwo 11-latkowi wytłumaczyć, że musi wprowadzić pewne ograniczenia i pewnych rzeczy nie może jeść, a mu jeść to co “w rozpisce”. Na szczęście na razie wszystko mu smakuje - trzymajcie za niego kciuki! Ja powoli myślę, jak go “nagrodzić” za sukcesy na drodze odchudzania
mmmarlady
28 września 2016, 07:04Ja uważam, że biegunka u dorosłego raz na ruski rok to dobry detox ;) Choć trzeba się na cierpieć. Co do dziecka mam to samo z chrzesnica. To trudny czas, trudno wytłumaczyć dlaczego tak musi być. Ostatnio znalazłam u niej papierek z chipsów, myślałam, że krew mnie zaleje... Pozdrawiam :*
orchidea24
27 września 2016, 10:40Brak świadomości rodziców w materii odżywiania dzieci jest porażająca. W rodzinie mam podobny przypadek, tylko dotyczy dziewczyny (obecnie pełnoletniej) - tyle, że tu rodzice olali sprawęi ona sama też :-/ no ale zmusić jej doniczego nie można... dobrze, że chrześniak powoli się przestawia. Trzymam kciuki :-)
Nattiaa
27 września 2016, 10:09trzymam kciuki, bo wiem co mówię, mój syn urodził się z wagą 4,6 kg i od urodzenia był pączkiem, uwielbia jeść i staram się dawać mu zdrowe rzeczy, ale jak jedziemy w gości to rzuca się na ciasto itp., masakra....
ksara572
27 września 2016, 09:51Na "niespodzianki" tego typu niestery nie mamy wplywu. Ale dobrze ze juz dobrze. Co do chrzesniaka- trzymam kciuki. W dzisiejszych czasach rodzicom sie wydaje ze dziecko wszystko wybiega, ze ma szybszy metabolizm. A konczy sie na ogladaniu tv, siedzeniem przed komputerem i kcal niestety sie odkladaja, a nie spalaja :/