Chyba powoli zaczynam dostrzegać jaka byłam głupia…. tak, tak głupia!
Od kiedy dałam sobie na luz z dietą to poprawiła mi się przemiana materii i co najważniejsze w tym miesiącu okres zaczął się normalnie z pominięciem kilkudniowych plamień. Myślę, że ma to bardzo duży związek z ilością przyjmowanych kalorii! Im dłużej czytam Wasze jadłospisy tym bardziej przekonuję się, że jadłam za mało! Standardem były 2 kromki domowego chleba na śniadanie, a teraz jem 3 i nie tyję! Bez wyrzutów sumienia zjadam też domowe ciasto w niedzielę i nie sprawdzam obsesyjnie ile kcal ma jedzona na śniadanie owsianka. Na śniadanie mogę wszystko - przecież zdążę to spalić. Z ćwiczeń co drugi dzień też jestem zadowolona - z jednej strony mięśnie mają czas odpocząć, a z drugiej nie przyzwyczajają się tak do serwowanych im treningów. Kiedy skończy mi się okres zobaczymy czy waga się zmieniła.
W piątek zgodnie z planem byłam z koleżankami z pracy na pizzy, a potem w pubie. Na deser jadłam najlepsze lody kokosowe w życiu…. istna rozkosz dla podniebienia podana w połówce kokosa. Wróciłam do domu o 22, choć imprezka dopiero się rozkręcała. Z Mężem jeszcze wypiłam drinka (wcześniej wypiłam 2 lampki wina na początku spotkania, bo byłam samochodem), pogadaliśmy jak każdemu z nas minął dzień.... Z przerażeniem stwierdzam, że chyba najbardziej lubię spędzać czas z moim Mężem i córką. Wydaje mi się, że w tej codziennej gonitwie mamy tak mało czasu dla siebie, że celebruję każdy moment, który możemy spędzić razem. Nie wiem czy robi się ze mnie matka-polka, czy żona-polka…. w sumie mnie to za bardzo nie interesuje, bo takie życie mi odpowiada Zamiast imprezowania wolę spędzać czas na ćwiczeniach, gotowaniu… na tym co naprawdę lubię. Nie lubię już zarywać nocy - chyba wyczerpałam już cały limit kiedy pracowałam na weselach. Moja przyjaciółka ponad rok temu wyprowadziła się za granicę (pewnie już nie wróci) i nasze kontakty są rzadsze, a też nie za bardzo lubię opowiadać wszystkim dookoła o swoim życiu, żeby na siłę szukać przyjaźni. Chyba dziadzieję
Vitalia713
29 listopada 2016, 10:59Ja też lubię siedzieć w domu z rodzinką, Ale raz na jakiś czas przychodzi mi ochota wyjść na lampkę wina z koleżanką.
YouWantYouCan
28 listopada 2016, 20:37Kora ja juz nawet nie szukam przyjazni:) to co wydarzyło sie kilka mcy temu skutecznie mnie z tego przekonania wyleczyło i nie uwierze juz nigdy ze przyjaznie sa na cale zycie , ze ja człowiek sie stara i daje siebie na tacy i poswieca się to dobro wraca ! gówno ... prawda niestety. Ci "Przyjaciele" ciągną z Ciebie ile mogą ale jakoś nie bardzo garną sie by zorientowac sie co tam u nas:pCo do faktu , że rodzina jest dla Ciebie najwazniejsza myśle ze nie masz się czego stydzic . Mysle ze to super , że masz męza który sprawia ze chce Ci się do tego domu wracac:P
Kora1986
29 listopada 2016, 08:51masz rację moja przyjaźń kiedyś rozpadła się z powodu braku zainteresowania... zresztą wydaje mi się, że jak się pracuje, ma własny dom, rodzinę.... to potem brakuje czasu na zacieśnianie przyjaźni...
Kora1986
1 grudnia 2016, 09:56Agnieszka - zazdroszczę :-) Pilnuj tej przyjaciółki, bo to skarb :-)
flisowna
28 listopada 2016, 18:06Kochana co to za biadolenie? Przecież to twoje życie i choć na każdym jego etapie chcemy coś innego to nie zmienia faktu, że tylko ty decydujesz jak go przeżyć. Czerpać trzeba z tego co nas cieszy jak najwięcej radości! *_* pozdrawiam cieplutko
Kora1986
29 listopada 2016, 08:56To wzięło się trochę z tego, że jedna z koleżanek urwała sie zaraz po pizzy do domu, bo miała chorego synka i mówiła, że on na nią czeka. To rozpętało dyskusje, ze przecież synek został chyba z tatą. Ja stanęłam w jej obronie i wyszło, że przecież nie można się tak zamykać, że trzeba czerpać z życia pełnymi garściami, bo dziecko potem dorośnie i zostanę z niczym :-)
flisowna
30 listopada 2016, 18:44Nie będzie tak, bo jeśli teraz zbudujesz silną więź z dzieckiem to będzie twoim przyjacielem nawet jak się wyprowadzi *_*
mmmarlady
28 listopada 2016, 17:11Ciesze się, że dieta Ci teraz sprzyja, czasem sami robimy sobie krzywdę.
Kora1986
29 listopada 2016, 08:56Oj tak, ale ile trzeba przejść, żeby to zrozumieć...
angelisia69
28 listopada 2016, 16:46ja majac 22lata zaczelam odczuwac potrzebe bycia "domowa".mimo ze wczesnie mialam dziecko,to po porodzie wyszalalam sie niezle i pozniej przyszlo ustatkowanie ktore trwa do tej pory.Taka bezpieczna strefa komfortu :P
Kora1986
29 listopada 2016, 08:57W sumie ja nigdy nie byłam imprezowiczką, ale teraz to już w ogóle :-)
Naturalna! (Redaktor)
28 listopada 2016, 11:14Bez przesady. Są priorytety dla każdego inne i jeśli Ty skupić chcesz uwagę na rodzinie a nie na lataniu po imprezach to jest to całkiem normalne. Ja nigdy nie byłam zbytnio rozrywkową dziolcha i dobrze mi z tym. Nikomu też nie musiałam się tłumaczyć, że wolę poczytać książkę w domu zamiast szlajac się po barach. ... jesteś całkiem normalna :)
Kora1986
29 listopada 2016, 08:59Może to też kwestia wzorców wyniesionych z domów - moi rodzice też za bardzo nie wychodzili. Tata był dość szybko na rencie i poświęcał mi bardzo dużo czasu. Do dzisiaj krąży po rodzinie anegdota jak tata siedział ze mną i drzemał, bo był po nocce, a ja cała wysmarowałam się kremem nivea :-)
Zabcia1978v2
28 listopada 2016, 11:05Cha, cha ...jak ci dobrze w domu to siedź :)