Odkad pamietam - a pamiec mam dobra - to Ona cierpiala...Cierpiala, bo Ojciec za szybko odszedl, cierpiala - bo widziala duzo niesprawiedliwosci, ktora spotykala Jej Matke, cierpiala - kiedy Matka przedwczesnie zmarla, a potem - to juz jedno pasmo wielkich cierpien - Jej wlasne doprosle zycie. Weszla w nie z takim bolem, ze trudno zachowac minimum optymizmu przy tym, co Ona przeszla! Bylam swiadkiem wielu ciezkich przezyc Tej Kobiety, ale-zawsze mialam "wyjscie"(gdy kolejne nieszczescie spotykalo Ja - i to na moich oczach!) -poprostu - jechalam do siebie, zostawiajac Ja z "tym wszystkim".
Nastepnego razu, gdy ja widzialam, Ona byla znowu wyprostowana, schludnie, bardzo gustownie - ubrana, z nieskazitelnym makijazem na twarzy! I zadziwiala mnie tym swoim wygladem bardzo! Bo przeciez mnie - przy takich nieszczesciach - to by sie zyc nie chcialo, a co dopiero zastanowic sie , jak tego dnia ladnie wygladac, by nie zaszkodzic nadmiarem detali w garderobie? Byly wrecz chwile, w ktorych (w duszy wlasnej) Ja oskarzalam o malostkowosc, bo(wedle mej opinii) nie powinna byla sie skupiac na niczym innym niz na wlasnym nieszczesciu!
Po wielu latach bycia z dala od Niej, wciaz slysze jak nie uklada Jej sie w zyciu, jak wiele lez wylewa w poduche, jak jest bardzo,bardzo samotna...I do tego jeszcze ta choroba rakowa, ktora probuje Nia zawladnac...No i coz Ona na to? Strach sie pokazal w Jej oczach! Mnostwo pytan zaczyna padac z Jej ust, czeka na cud, a przy tym wszytskim, wciaz dba o "detale" swojego wygladu. Teraz dopiero to zrozumialam! Ta czesc Jej natury - stawai Ja na nogi! To jest ten ostatni (nie, przed - ostatni, bo ostatnim - jest -wiara) bastion sily Jej osobowosci, ktory nie pozwala Jej upasc ... To nie zadna malostkowosc, o ktora Ja podejrzewalam, to dar od Boga, ktory- wiedzac juz, ze bedzie musiala przejsc wiele - obdarzyl Ja takim malutkim promykiem, ktory rozswietla Jej ciemnosci na drozdze umeczonego zycia...Trwaj Kochana! Nie poddawaj sie! I ciesze sie, ze dobierasz sobie na bezwlosnej glowie - chustki, ktore pasuja Ci do reszty ubioru, pasuja do...Twojego serca! Pamietaj, nie mozesz jeszcze odejsc, musisz mnie tak wiele nauczyc! Chociazby - jak sie mam ladnie pomalowac na swojej (juz nie mlodziutkiej ) twarzy, by ukryc perzed swiatem pare swoich zmartwien...O nich wiesz Ty ...i Bog, a do reszty swiata - naucz mnie sie usmiechac! Slyszysz?! Potrzebuje Cie bardzo....
Desperatka75
25 października 2008, 00:07masz rację, czasem cos, co wydaje nam się małostkowe, jest tarcz a obronną po prostu....Buziak!
greenka
24 października 2008, 16:23a ja myslalam, ze o mnie zapomnialas :) ciesze sie, ze sie odezwalas :)))
mariolkag
24 października 2008, 16:17Ty sie nie zalamuj, to Ty przy niej trwaj.Jestescie sobie teraz bardzo potrzebne.