sobie, czesciej tu wpadac i zostawiac jakies wpisy. To tak dla samodyscypliny.Zobaczymy, co z tego zalozenia wyniknie? Rozpoczynam kolejne trzymiesieczne warowanie na jednym pietrze (wciaz nie mam pelnoetatowego zatrudnienia, ale - dochody- nie sa takie zle!)...W zwiazku ze zblizajacym sie Adwentem, wypadalo by cos od siebieJezuskowi na Jego urodziny- przyniesc do zlobka...Hmm, nie ma co, chyba znowu - odrzuce kawke, choc to dla mnie szczyt przyjemnosci porannej rutyny...No coz, poboli, poboli, a jak juz nadejdzie poranek Bozego narodzenia- kawke sobie taka zaparze, ze az!
Wagowo? No coz, bylo mnie sporo wiecej -przed rozpoczeciem wakacji, ale kolejne burze zyciowych splotow- spowodowaly spadek wagi, no i jakos sie trzyma to, choc, do idealu- bardzo daleko! W raz z wiekiem, ideal- tez ulega przewartosciowaniu, i nie mowie juz o wymarzonej wadze 62-65 kilogramow, ale choc do 75-72- byloby nie lada osiagnieciem! Ano,marzenia, marzenia...
W pracy- coz, coraz wiecej przekonania, ze nie jestem tutaj dla forsy- wylacznie- narasta...Tyle Osob , tyle szczesc i nieszczesc! Ot, chocby takie wydarzenie sprzed trzch tygodni. Sprzatam lazienke w jednoosobowym pokoju- dosyc wesolej, rozgadanej pacjentki..Az tu - nagle - wielkie PAC! osuwam sie na podloge, i wale -rowniutko- w srodek swej szacownej lepetyny- o metaloy szpikulec z jakiegos wodnego zaworu...Pacjentka alarmuje cale pietro, wpadaja pielegniarki i lekarz- ale, na szczescie- mnie nic sie nie dzieje.Kieruja mnie jednak- zapobiegawczo na dol( co znaczy- emergency dept.) .Jeszcze tylko szybkie podziekowanie mojej wesolej pacjentce za pomoc w zawezwaniu pomocy...Ona- z szerokim usmiechem odpowiada, ze mam dbac o siebie, bo moje zycie jest warte tego!- ja Jej rzucam serdeczne slowa podzieki, i jade na ten "dol"...Tydzien pozniej- po przyjsciu na moje pietro, dowiaduje sie , ze pare godzin wczeniej, moja Pacjentka ....odeszla...Cialo bylo wciaz w pokoju, czekalo na oficjalny protokol , zapis- a potem juz kostnica.Jeszcze tylko na okryte -ostygle cialo-klade dlon na czolo, i tak zegnam moja Pacjentke, ktora obchodzilo moje zycie na tyle, by nie pozostac obojetna na moj upadek...w toalecie...I rosze Boga by sojrzal laskawie na moja Pacjentke, gdy bedzie sadzil Jej czyny, i prawie Mu, ze jestem zywym swiadkiem jej dobroci, i pertraktuje z Nim, by ten ostani czyn- wazyl decydujaco na Jej przyszlosci w Anielskiej Aurze Niebios.
Aldek57
2 grudnia 2012, 18:29Ale nieprawdopodobna historia a to samo życie:) pozdrawiam
tomasia
2 grudnia 2012, 18:02ja też obiecuję sobie, że będę częściej wpadać i coś po sobie zostawiać <br> Tobie zostawiam pozdrowienia i buziaki :*