strach mi serce przejmuje, bo wlasnie Corka przyniosla list ze szkoly, z prosba o pozwolenie na "przesluchanie" Corki i w miare (ak sie sprawa posunie), przesluchanie czlonkow rodziny, by pomoc Mlodej wydobyc sie z"marazmu zycia codziennego"...Boze, co ja mam teraz uczynic? List lezy niepodpisany, bo obawy narastaja , ze moze to byc zupelnie inna pomoc niz dzieciecy psycholog! Kiedys , gdy kosciol katolicki twierdzil, ze obecnie polityka dazy do zabicia zycia rodzinnego w pierwotnym ksztalcie - jako mloda siksa, uwazalam, ze to czysta demagogia! O, jakze sie mylilam! Teraz dopiero przecieram oczy z przerazenia na to co widze wokol! Tym wszytskim "psychologom" najmniej chodzi o dobro dziecka! Nastawienie takich pracownikow jest wychwycic jak najszybciej wine rodzica, a dziecko "uszczesliwic" nowa , zastepcza rodzina (do wyboru-dwie mamusie, dwaj tatusiowie...pelna gama kolorow, powiem - tecza!) Gdzie byli ci wszyscy pomagierzy-psycholodzy, gdy od pierwszych godzin zycia mojej Corki - czuwalam przy Niej, karmilam, tulilam, calowalam, uczylam chodzic, czytac, pisac...) Nagle, jak przypalilam dlonia w tylek, cale grono szacownych sie zbiera by (zapewne) ustalic moj szkodliwy wplyw na Dziecko i Jego rozwoj...
I zeby nie bylo niejsnosci, jestem za pomoca w kazdej formie, dzieciom, ktore sa bite, wykorzystywane na rozne sposoby, ktore sa traktowane przez rodzicow jak przedmiot, do ktorego sie uzurpuje sie calkowite prawa jak do wlasnosci przedmiotu! Oczywiscie, ze jestem za pomoca krzywdzonych dzieci! Tylko, jakos sie dziwnie sklada, ze takie jawne przypadki dzieci krzywdzonych - przechodzi sie "obok", podczas, gdy w przypadku mojej Corki , ktorej zadna krzywda sie nie dzieje!-robic eksperyment psychologiczno-dydaktyczny, bo ktos bierze za ta gruba kase, a jeszce inny Wielki Brat czuwa, by zaklocic cala logike ukaldu rodzin normalnych, zdrowych moralnie i ideologicznie.
Nie wiem, jak sie to wszytsko u mnie potoczy, ale bolem serce przeszyte, gdy widzialam jak pani v-ce dyrektorka szkoly glaskala ze wspolczuciem wlosy mojej Coreczki (ktore lsnily czystoscia, a jakze, bo mama , a nikt inny - o to zadbala!)...A ubranko, ktore Corka mamiala na sobie? A drugie sniadanie w plecaku? A nowe buty klasy extra (przesprzatany caly dzien w szpitalu, by chociaz raz Dziecku kupic dobrej jakosci obuwie...) Kto mnie wezmie w obrone, no kto? Chyba zwariuje, normalnie nie wytrzymam...Matko Boska, pomoz....
magdast
20 listopada 2009, 20:50wróciłam do domku ze szpitala i przeczytałam...nawet nie wiem co napisać ...jestem blisko ...nie daj sie... badźcie razem...
tomasia
20 listopada 2009, 08:34oczy ze zdumienia... <br> Krysiu bądź dobrej myśli, chyba ta paranoja ma jakieś granice <br> trzymam kciuki i całuję mocno
reniusia36
18 listopada 2009, 22:13jestem w szoku ...ale musi byc wszystko dobrze.
karinadulas
18 listopada 2009, 18:06tez jestem przerazona i chyba zaczne sie cieszyc ze w polsce jeszcze takie wariactwo nie wystepuje
orea1
18 listopada 2009, 17:22ty jestes przemeczona nalezy ci sie chwila wytchnienia a pozatem strach ma wielkie oczy napewno sie wszystko wyjasni bo wiadomo,ze dzieci maja fantazje.Modlitwa jest napewno dobra na wszystkie zmartwienia ja tez prosze Pana Boga o spokoj i pogode ducha i jest mi lzej.Pozdrawiam i zycze pomyslnego rozwiazaniua problemu i zeby wszystko zostala naprawione pomyslnie.