Wciąż nie wierzę w czas. Zaraz grudzień, święta, Nowy Rok. Tak jak kiedyś. Jak te kilka wpisów niżej. Tam też był grudzień, pierogi, barszcz i postanowienia, które wypada sobie złożyć, bo w kalendarzu cyferka gna do przodu. I my gnamy. Zawsze o krok od tej wskazówki, która nigdy nie zmienia kierunku. W telewizji mówią o wielkich mrozach, -2 szczypie w policzki. Budzę się rano i jak zawsze z kubkiem kawy witam nowy dzień. Uwielbiam tą ciszę, która o 6:00 rano siada koło mnie w pustym pokoju, próbując poskładać nowy dzień z moich myśli. To ona szepcze mi do ucha, że przecież będzie dobrze, że wszystko się uda. O 6:00 rano jeszcze w to wierzę, bo tej ciszy nic nie jest w stanie zagłuszyć. Później śniadanie i tysiące innych żyć za oknem, hałas poranka i czerwone od mrozu nosy. Moja cisza roztapia się w tym pędzie codziennych spraw i już jej nie słyszę, chociaż od czasu do czasu prosi o uwagę, próbując się przebić przez morze ludzkich słów. Wieczorem siadam i wraca, tym razem w smaku herbaty. Cisza poranna i cisza wieczorna różnią się od siebie. Ta wieczorna wie więcej, zna każdą minutę dnia, który juz nie wróci. Rozlicza nas z wydarzeń mniej lub bardziej istotnych, ze słów mniej lub bardziej potrzebnych, z momentów, które trwały i prysły, a mogły potoczyc się inaczej. Ale się nie potoczyły. I po całym dniu uśmiechów, ludzkich gestów i tysiąca twarzy jest ta herbata parząca język. Upragniony odpoczynek. Dzisiaj ciemność za oknem i stukające krople deszczu. Kilka miesięcy wcześniej powietrze pachnące kwiatami i nagrzana słońcem skóra. Pamiętam jak żartowaliśmy "co robimy w sylwestra", a gdy wypada już cos robić, nie wiemy co. Wciąż nie dociera do mnie, że minął kolejny rok, że to już końcówka. Przecież tamte święta byly jakby wczoraj. Czy tak wiele się przez ten czas wydarzyło? Masa planów, pragnień i zachwytów; równie wiele rozczarowań. Kilku niezwykłych ludzi, którzy byli na chwilę, lecz wnieśli tak wiele. Tylu ludzi, którzy wciąż są, ale nikt nie wie na jak długo. Klika podróży, morze wspomnień. Tyle książek i słów układających się w wartościowe zdania. Tyle zwątpień i ukrytej, podskórnej, nieśmiałej wiary w siebie. Tyle kaw i tyle herbat. Tyle cisz. A żadna z nich nie wie co dalej. Bo zawsze jest jakieś dalej, prawda? I tyle się jeszcze wydarzy.