Światło słoneczne przebijające się przez okno, świeże powietrze wpadające do domu przez uchylony balkon, równomierny oddech psa leżącego pod nogami, śmiech dzieci dochodzący z pobliskiego placu zabaw. Zimny sok pomarańczowy, cicha muzyka, rozpoczęta książka, układające się w głowie rozsypane słowa. Czuję wiosnę. Zieloną, ciepłą, lekko roztargnioną. Taką, która czasami zapomina o cieplejszej bluzie, dygocząc jeszcze z zimna rano, na przystanku autobusowym. Taką, która pozwala gapić się w niebo i wystawiać twarz do słońca. Taką, która popycha w nieznanym mi dotąd kierunku i mówi "idź:, "spróbuj" "dasz przecież radę". A ja stoję i patrzę na szaro- bure chmury, przepływające ponad moją głową, gdy o 19:00 jest jeszcze jasno. Wdycham zapach wiatru, zaciągam się tą zapowiedzią lata. Nerwowo rozglądam na boki. Świat rozkwita zielenią, tuląc do siebie ten kolor nadziei. Pójdę, spróbuję, dam przecież radę. A chciałabym zawrócić, móc spojrzeć przez ramię. Odnaleźć się na huśtawce, gdzieś między "chodź na obiad, zaraz będzie zimne", a "teraz nie mogę, mam tyle rzeczy na tym placu zabaw do zrobienia", gdzieś na pustej ścieżce, czując miękki piach pod stopami, na polnej drodze, prowadzącej do domu dziadków. Na koncercie, wśród tłumu ludzi, śpiewającego wspólnie, że taka chwila się już nie powtórzy. Między niezdarnie palonym papierosem i pierwszym łykiem gorzkiej wódki, między roztrząsaniem sensu świata i tym głupim przeświadczeniem, że takie znajomości i piątkowe wyjścia, gdy świat nabiera tempa i staje się jedną, wielką głośną muzyką i zbitkiem słów pięknych i wzniosłych co do własnej przyszłości, że takie wyjścia i chwile nigdy się nie skończą. A wszystkie wypowiadane przez nas słowa, staną się rzeczywistością. Chciałabym stać znowu przed tablicą recytując z pamięci wyuczony wcześniej wiersz i raz jeszcze mieć szansę napisać te wszystkie kartkówki z matmy. Nigdy ich już nie napiszę i nie umażę buzi cukrem pudrem z racucha babci. Nigdy nie powiem, że "zostanę kimś", bo wiem, że nie stanę się już nikim innym, jak tylko sobą. Wiem, że świat nie zawróci i nie pozwoli zrobić mi niektórych rzeczy raz jeszcze. Nie pozwoli uniknąć błędów, w niektórych momentach pójść inną drogą. Za mną tak wiele, przede mną jeszcze więcej. Przez ramię dostrzegam dziewczynkę, nieco niepewną i naiwną. Chciałabym jej powiedzieć, by żyła na sto procent, wykorzystywała szanse i robiła rzeczy, mimo obaw. Pójdę, spróbuję, dam przecież radę. A dokąd zaprowadzi mnie dzisiejszy świat, tego nie wie nikt. Chciałabym tylko nie żałować, gdy za 10 lat znów spojrzę za siebie. Dzisiaj nie żałuję, chociaż wiele rzeczy zrobiłabym inaczej, zaczynając od tych drobnych, kończąc na tych wielkich. I tak już chyba będzie zawsze, bo zawsze po czasie wydaje nam się, że mogliśmy zrobić coś lepiej. Przeraża mnie tylko fakt, że kiedyś zerkać będę wyłącznie do tyłu, bo przed sobą nie będę miała już nic. I już nic nie będę mogła zrobić lepiej.