Jeżeli ktoś potrzebowałby zrzucić spory nadbagaż, a jest nas tu sporo, to znalazłam najlepszą propozycję dla masochistów. Propozycja brzmi: zatrudnić się u mojego pracodawcy. Koleżanka określa nasz instytut pracowy jednym kolokwializmem „pracojebca”, bo jej zdaniem tak spierdolić stosunki między ludzkie i wprowadzić taką atmosferę pracy, to żaden pracodawca by nie podołał, a zatem nasze struktury pracowe nie zasłużyły na inną nazwę.
Ale niezależnie od powyższej antyreklamy, zatrudnienie się wcale nie jest trudne. Należy stanąć do konkursu na jakiekolwiek stanowisko (na które oczywiście nie został już wcześniej namaszczony żaden bliski lub przyjaciel królika), wygrać ten konkurs, a następnie nadepnąć odpowiednim osobom na odcisk. Nadepnięcie na odcisk nie jest wcale skomplikowane, bo nie wymaga biegania po korytarzach i celowania w stopy odpowiedniej osoby. Wystarczy wyrazić swoje zadanie. Zdanie to musi być logiczne i uzasadnione, jak również musi odbiegać od „wydaje mi się” tych co im się wydaje. Jeszcze do tego trzeba przedstawić argumenty lub niezbite dowody na poparcie wygłoszonej tezy. Nie trzeba też wyjątkowo się na niczym znać. Wystarczy temat wyższości wody mineralnej nad źródlaną bądź na odwrót. I wówczas wyżej wspomniany praco…dawca, tudzież osoby reprezentujące pracodawcę lub bliscy i znajomi królika, zdeptani przy pomocy powyżej proponowanego sposobu, gwarantują niezłą jazdę bez trzymanki. I nie ma znaczenia jakie stanowisko zdobyłeś w powyższym konkursie.
No i jeszcze w pracowie ktoś ma niezłą rękę do chorągiewek. Pewnie zostało mu po machaniu na pierwszego maja.
A zatem mamy już wytypowanego prześladowcę, chociaż nie, na miano prześladowcy to trzeba zasłużyć posiadaniem IQ wyższego od pantofelka. A zatem wówczas mamy „bedmena” mściwie zerkającego na twój cień kaprawym oczkiem. W związku z liczną grupa chorągiewek z pierwszego maja, których punkt widzenia zależy od wysokości ostatnio otrzymanej obietnicy, (jeżeli spełnienie tej obietnicy zależne jest od „bedmena”), może dojść do nieuatoryzowanej fuzji chorągiewek z „bedmenem”. A wówczas powstaje silna grupa pod wezwaniem i ta grupa lub sam „bedemen” (zależy od siły nacisku na odcisk) tworzy intrygi zapewniające zestaw jedynych w swoim rodzaju atrakcji. Może to być np. nagłe wezwanie na dywanik do „najwyższego niskiego wzrostu”, w sprawie która was ani waszych współpracowników nie dotyczy, co więcej nie dotyczy również waszego działu. Powoduje to konieczność tłumaczenia „najwyższemu niskiego wzrostu”, że wskazany problem nie wystąpił w waszej bajce. Jednakże dzień taki skazany jest na spędzenie go na poszukiwaniu dokumentów, udowadnianiu, odszukiwaniu pisemnych ustaleń, a prawdziwa robota leży i czeka na lepsze czasy. Można również w ramach tych atrakcji dowiedzieć się, że jest się wielbłądem. I chociaż wiesz, że nie jesteś wielbłądem, to jednak zerkasz przez ramię czy ci tam jakiś garb albo dwa nie wyskoczyły. Przy takiej okazji można załapać się jeszcze w gratisie na groźby zwolnienia, konieczność zamknięcie paszczęki itp. - długo by pisać.
I wówczas organizm takiego człowieka, wyluzowany po dłuższym pobycie w warunkach względnej domowej symbiozy nie zmąconej inną myślą o pracowie, jak tylko tą że ją w końcu rzuci, na początek przeżywa wstrząs anafilaktyczny, a następnie czuje, jak jego żołądek zaczyna powoli skręcać się w supeł, który się zaciska, zaciska i nie chce się przestać zaciskać. Dodatkowo nagły wyrzut adrenaliny powoduje przyspieszenie tętna, wzrost napięcia mięśniowego, suchość w ustach uczucie że twoje ręce zaczynają żyć własnym życiem i za chwilę walną w coś lub kogoś i byleby to nie był „najwyższy niskiego wzrostu”, a może właśnie najlepiej by było, żeby to jednak był on. I takiego dnia skołatany żołądek nie chce już przyjmować pokarmów, a uczucie głodu to pieśń odległej przeszłości. I wracasz z pracowa i czujesz się jak granat z wyciągniętą zawleczką i wiesz, że aby nie krzywdzić niewinnych musisz gdzieś wybuchnąć, łapiesz się zatem za jakikolwiek rodzaj aktywności fizycznej, aż pot i krew się leje. A potem kiedy już wylejesz cały pot i całą krew to padasz. Padasz i leżysz z wywalonym na brodę ozorem i ledwo dychasz. I jeżeli stan ten utrzyma się dłużej niż jeden dzień, a bywa, to waga na tysiąc pięćset sto dziewięćset procent spadnie poniżej prognozowanych wartości. A potem będzie z kości na ości, a z ości na dywan. Reflektuje ktoś?
Jedyny skutek uboczny powyższej diety to efekt jojo w okresie stabilizacji stanu umysłowego i wyrównywania mikroelementów w organizmie, a przed użyciem skontaktuj się ze swoim lekarzem lub farmaceutą.
coconut1987
6 stycznia 2016, 10:38Praca w urzędzie wbrew pozorom jest ciężka zwłaszcza pod względem psychicznym, czego większość ludzi nie rozumie, trzeba w tym posiedzieć żeby wiedzieć o co chodzi. Pracowałam więc wiem o czym mówisz.
Lachesis
6 stycznia 2016, 11:22Bo tak naprawdę tylko głodny głodnego w pełni zrozumie jaki folwark pańszczyźniany i orwelowskie postaci w urzędach występują :-)
silva27
21 stycznia 2016, 12:36Wiem coś o tym ;-)
drosera85
5 stycznia 2016, 10:23Bardzo fajny styl pisania :)
Lachesis
5 stycznia 2016, 18:12Dziękuję :-) Czasem mnie tak natchnie :-)
coconut1987
5 stycznia 2016, 09:36Taki opis kojarzy mi się tylko z pracą w jakimś urzędzie.
Lachesis
5 stycznia 2016, 18:11Bingo :)
silva27
21 stycznia 2016, 12:40Niestety, w każdym urzędzie jest podobnie, trzeba się utwardzić, jest to trudne i wymaga użycia technik odmóżdżania, na dodatek przebyta terapia nie gwarantuje trwałego efektu (zawsze jest szansa, że gdzieś tam jeszcze coś cię zaboli albo wq..., ale w 70 % przypadków można ten Sajgon przetrwać przez lata ;-)