Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
7 TdM. Niedzielne LSD


Od razu wyjaśniam: LSD - Long Slow Distance. Z takich substancji nic dziś nie brałam, oprócz solidnej dawki endorfin ;)

Zgodnie z planem, pękło 16 km. Równiutko, bo żołądek chwyciły jakieś skurcze i musiałam odpuścić zamarzone przedłużanie o jedną pętelkę. 

Zaliczam dzisiaj na plus, mimo że zaliczyłam aż o zgrozo 3 przystanki po drodze - 2, żeby napoić psa, a jeden niechlubny kilkuminutowy, żeby rozbić kurcz z przodu piszczeli. To ta wredna kontuzja, która pojawia się i znika. O dziwo, dzisiaj tylko w lewej nodze, więc dopóki nie przeszło, trzymałam się myślami zdrowej nogi, w której nawet kłucie w kolanie przeszło całkiem. Na szczęście trochę zmian terenu, zbiegi, podbiegi i po bólu.

Już porozciągane wszystko, co się tylko dało, dodatkowo rano machnęłam parę ćwiczeń na te "babskie partie" ;) typu brzuch i tyłek, żeby nic nie zostało zaniedbane. Jak już coś robić, to na całego!

Dziewczyny, jesień w Beskidach jest cudna. Buki powoli rudzieją, liście ślicznie powoli opadają, a pojedyncze drzewa jeszcze zielone.... Bajka po prostu. Jeśli macie okazję i będzie ładna pogoda, to koniecznie wycieczka w góry ! Takie widoki aż żal przegapić.

Trzymajcie się ciepło, zmykam w końcu coś się pouczyć, powoli robi się dużo tego materiału...

  • WaniliowoMalinowa

    WaniliowoMalinowa

    12 października 2014, 18:56

    Zrobiłaś kawał (dosłownie!) dobrej roboty - pięknie! ;) No i zazdroszczę biegowego towarzystwa - ja na psy jestem uczulona ;( Strzeż się, kocham góry więc wpadnę kiedyś na kawę :P

    • LooLoo

      LooLoo

      12 października 2014, 23:04

      dziękuję i zapraszam serdecznie :D