Ech... Od wielu miesięcy powtarzam sobie, że muszę się za siebie wziąć i nic nie robię. Nie wiem skąd ja wzięłam motywację, żeby schudnąć te 14 kg przed dwoma laty... Teraz ni cholery nie mogę jej z powrotem przywołać. Efekty mojego braku dyscypliny widzę każdego dnia stojąc przed lustrem. Ludzie mówią "nie, nie- co ty gadasz jesteś szczupła, nic nie przytyłaś", ale JA WIDZĘ. Myślę, że oni nie widzą dlatego, że maskują mnie trochę ubrania, a może mówią tak z grzeczności... Mniejsza o to. Kiedy mówię, że widzę, to nie kokietuję, tylko WIDZĘ. A teraz mam na to namacalne dowody. Oto rozmiar spustoszenia, które dokonało się w ciągu kilku miesięcy:
Było:/Jest:
biust: 85cm/85 cm
biodra: 94cm/97cm-----> 3 cm przyrostu
talia: 65cm/70cm------> 5 cm przyrostu (Koszmar!)
udo: 54cm/59 cm-----> 5 cm przyrostu (ech...)
biceps: 24cm/25cm---->1 cm przyrostu
łydka: 35cm/36 cm----> 1cm przyrostu
WAGA: 60kg/66kg----> 6 kg przyrostu!
Jedyne, co nie urosło to to, co urosnąć właśnie powinno, czyli mini-biust. Najbardziej przejmuję się talią. I standardowo dolną połową ciała, która u mnie tyje zawsze najbardziej. Zrobiłam te pomiary, zapisałam je tutaj nie ukrywając ani jednego cm, bezwstydnie wybebeszyłam swoje kompleksy... może to pozwoli mi wreszcie się zmobilizować. Ktoś powie "co to jest 6 kg? To przecież nic". Otóż dla mnie to dużo. Chcę czuć się atrakcyjna i być w pełni zadowolona ze swojego ciała. Tak było przy wadze 60 kg i ówczesnych wymiarach. Teraz tak nie jest. Moja idealna linia robi się niebezpiecznie zaokrąglona. Widzę i czuję jak zamieniam się w prosiaczka.
Koniec z tym. Od jutra zaczynam walkę na poważnie.