Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Bodyball i step oraz dlaczego zjadłam pizzę i nie
mam wyrzutów sumienia :)


Dodaję kolejne wpisy z prowadzonego bloga z dnia 9, 15, 16 lutego. Słowem wyjaśnienia - zamierzam blog zlikwidować, chcę dalej pisac tu i chcę również zachować notki. Być może następna już będzie na bieżąco :)

9.02.2012

Dzisiaj wypróbowałam zajęcia o nazwie bodyball, czyli mówiąc zwyczajnie - ćwiczenia z użyciem bużych piłek. Mają one na celu wzmocnienie mięśni. Wszelkie figury dozwolone: piłka nad głową, pod brzuchem, pod tyłkiem, między nogami itd.itp. Faktycznie czuć, jak pracują mięśnie. W przyszłym tygodniu byc może zamiast tych zajęć, spróbuję stepów.

Wkurza mnie, że odstaję od reszty. Na tych zajęciach byłam najgrubsza, mniej więcej połowa dziewczyn wyglądała, jakby dopiero z wybiegu zeszła :( Przez to czuję się gorsza. Tak sobie myślę, że gdybym ja urodziła się szczupłą osobą (którą nigdy w życiu nie byłam, bo już jako dziecko miałam nadwagę), nikt by mnie wołami na siłownię nie zaciągnął :) Robię to, bo muszę. Może to źle, ale nic na to nie poradzę, że kanapa i pilot oraz książka zdecydowanie bardziej do mnie przemawiają :)

Jutro standardowa wizyta na basenie (chodzę na godzinę raz w tygodniu z koleżanką, tak jest od dawna) i wieczorem kolejne zajęcia do przetestowania... ale o tym następnym razem :)

15.02.2012

Dlaczego zjadłam pizzę i nie mam wyrzutów sumienia?

No właśnie, dlaczego? 2 i pół kawała pizzy. I wcale nie z okazji walentynek :)

Nie wiem na ile teorie, jakoby 100gramów pizzy miało 580kcal, są prawdziwe. Zależy to na pewno od grubości ciasta, ilości sera i dodatków mniej lub bardziej kalorycznych. Umówmy się, że przy diecie (prawie) wegetariańskiej, dostarcza się jednak mniej kalorii, bo nie jemy tłustych boczków, kiełbas itd. I też to samo nie znajdzie się u nas nigdy w życiu na pizzy.

Ano zjadłam i to z wielkim apetytem, następnie godzinke jeżdżąc na rowerku, co jest kroplą w morzu potrzeb, jeśli przyjąć powyższą wartość kaloryczną i to, że jeden kawałek ważył ok 170gr.

Zjadłam i nie mam wyrzutów sumienia, bo:

- zaspokoiłam swoją potrzebę na jakiś czas

- nie mam poczucia, że dzieje mi się krzywda, bo nie mogę zjeść tej bardzo lubianej potrawy, bo JESTEM NA DIECIE!!!!

- nie rzucę się na pizzę i nie pochłonę jej w całości w chwili słabości, która na pewno się pojawi i to nie jeden raz

- bo nie mam zamiaru schudnąć w miesiąc 10 kg po to, by za chwilę przytyć 15

- dlatego, że wciąż spinam dupę i chodze na siłownię, ruszam się i spalam kalorie.

Za mną nowe zajęcia pt. "płaski brzuch". Musze przyznać, że mięśnie brzucha pobolewały mnie przez kilka dni, ale... szyja!!!! masakra! Pewnie źle wykonywałam niektóre ćwiczenia zbyt mocno spinając mięśnie szyi. Musze przyznać, że jeszcze dotąd nie zdarzyło mi się nadwyrężyć mięśni szyi :D

A dziś kolejne nowe zajęcia: Step. Jak będzie, się okaże.

W tym tygodniu zaliczyłam też kolejny spinning i było o niebo lepiej. Być może jest to kwestia nastawienia, że będzie morderdczo i muszę dać radę, a być może innego trenera, który prowadził zajęcia chyba troszkę lżej.

Najważniejsze jest uczucie PO. Zawsze jestem z siebie dumna,  że zmobilizowałam się i dobrnęłam do końca.

16.02.2012

Wczorajszy step nie był tak prosty, jak mi się zdawało, ale doszłam też do wniosku, że na co bym nie poszła, wszędzie mi ciężko. Ale nic dziwnego, jak się ma 40 kg zbędnego balastu :(

Mniej więcej w połowie miałam dość, ale też chyba dobrze się bawiłam, dlatego coś mi się wydaje, że te zajęcia wpiszę w swój kanon. Albo będę chodziła naprzemiennie z innymi, muszę się zastanowić. Względnie będę je sobie dobierała do samopoczucia w danym dniu i już.

 

Dziś kolejne, na które czekam od czasu wykupienia karnetu na fitness, a na które nie dostałam się z braku miejsc w ubiegłym tygodniu. Ciekawe czy też będzie ciężej, niż się spodziewałam... Przyjmuję zasadę, że idę co najmniej godzinę wcześniej, by rozgrzać się na bieżni lub orbitreku, a potem idę na właściwe ćwiczenia.

Nadal nie cierpię się ruszać!!! I szczerze nienawidzę tych chudych jak patyk dziewczyn, które pojawiają się na zajęciach ;) Wciąż jestem najgrubsza!!! yyygh... Ale wiem, że to jedyna droga, która w połączeniu z rozsądnym odżywianiem, da oczekiwany efekt.

  • JussySS

    JussySS

    21 lutego 2012, 23:25

    No bo ja nie mówię o sobie "gruba" :) choć czasami czuję się jak słoń. Tylko mówię, że jestem większa. Jak koleżankom mówiłam, że ważę 100kg to nie chciały wierzyć. Wysoka jestem i aż tak tego nie widac. Ale jednak mi przeszkadza to i zamierzam zmienić :) A co do seksu - mąż by się ucieszył :D bo ja ostatnimi czasy to jakoś mniejszy apetyt w tej sferze mam ;)

  • madame1983

    madame1983

    21 lutego 2012, 19:10

    |JussySS "o rozmiarze sporym" heheheh fajnie to zabrzmiało :))) Właśnie, włąśnnie, my oblane potem, a one jak miss world :)

  • madame1983

    madame1983

    21 lutego 2012, 19:07

    Szalonooka, ja też nie biegnę na bieżni, tylko maszeruję do 6,5km/h max i podniesienie mas 3.0. Kiedyś trener mnie zapytał, czy trenuję do maratonu, czy by schudnąć. Odp.była prosta, mam więc maszerować, nie biegać. Co do czasu, to tłuszcz spala się dopiero po ok.20minutach ćwiczeń, dlatego z reguły rozgrzewam się na orbitreku ok 20min. choć to mnie trochę czasem nudzi, potem bieżnia w zależności od humoru :) 40 min, czasem 90, ale to w naprawdę dobry dzień i potem czasem z 10-20min rowerek. Zakładam słuchawki na uszy, oglądam TV i heja. No i zależy, czy idę na jakieś grupowe ćwiczenia, czy nie... ogólnie zajmuje to dużo czasu. Fajnie byłoby mieć bieżnię w domu :)

  • JussySS

    JussySS

    21 lutego 2012, 18:58

    Wiem co czujesz patrząc na te dziewczyny w siłowni. Mam podobnie na salsie. Z grupy prawie 20 osób jestem największa... Kilka pań jest w rozmiarze sporym, ale reszta to same patyki, którym ćwiczenia przychodzą bez trudu. My grubaski pocimy się i męczymy, a one nic... No ale po to dążymy do celu by być takimi patykami ;) I wierzę że nam się uda :))

  • Szalonookaa

    Szalonookaa

    21 lutego 2012, 18:25

    Przeczytalam wszytskie wpisy od A do Z:)Po pierwsze, zawsze kiedy zaczynam swoja przygode z silownia stosuje wszystkie Twoje zasady.Dzieki nim schudlam w koncu 17 kg w tamtym roku. a od wczoraj mimo ze wystarczy mi wycisk jaki daje sobie na silowni znow wrocilam do tych zasad mimowolnie.Taki odruch:)I calkiem dobrze mi z tym:) Po drugie 60 minut na bieżni???? Powaga? Bo ja ani ze zbednym balastem ani teraz nie dalabym rady:)znaczy im wiecej cwicze tym zwieksza mi sie kondycja-ale do 40 minut maksymalnie wytrzymuje, i to wcale nie biegam, a ide szybkim truchtem pod wysokim katem nachyenia bierzmi-czyli jak pod gore.