Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Dzień dwudziesty dziewiąty...


...i zaiwaniam, jak Mały Kazio.

Tak w skrócie:

Plecy dalej napiżają
-

chodzę sztywna,

jak żyrafa

z miotłą w odwłoku
.

Nie mogę się ruszyć, wczoraj rozgrzewający plaster naklejała mi przyjaciółka. Sama nie dałabym rady a WSzPM precz wyjechany. Jeżeli ktoś rzucił na mnie urok i dlatego tak boli, to z serca całego i duszy całej życzę mu choćby połowy czegoś takiego, grrrr.... Rozgrzewający plaster polecam - pali skórę tak, że człowiek zapomina o bólu :) I może to jest właśnie jego największa zaleta? ;)

Wczorajszy plan jedzeniowy wykonałam w 100%. Chociaż nie, raczej nie wykonałam ;) Znaczy - zjadłam jeszcze mniej mniej, niż planowałam, o. :) Na lunch szynkę z serem i pomidora z sałatą i koperkiem - bez chleba i masła. Na obiad natomiast, zamiast zupy z makaronem, 190 gram malin. Więcej nie miałam :)

Wczoraj, na kolacji urodzinowej przekonałam się po raz kolejny, że jednak meksykańskie żarcie mi nie pasi. Pierś z kuraka marynowana w ziołach i tequili - mimo oznaczenia, ze "łagodne" - była dla mnie zbyt pikantna. Mielona fasola była może i smaczna, ale także dość pikantna i wyglądała, jak (przepraszam) psia kupa :) Ryż z sosem nie był - o dziwo - pikantny. Gorzej -> był na słodko ;) Dobra, marudzę - tak naprawdę było całkiem smacznie, tylko nie w moich klimatach. No dobra, dobra - nie była to kuchnia włoska, noooo :)
Ale co naprawdę mi smakowało to mus z avocado i dwie fryteczki od Taty z talerza. I jedna od Siostry hy hy hy ;)
Wieczorem popełniłam prawdziwy grzech dietowy (kolacji nie zaliczam do grzechów, to było niezależne ode mnie a i tak nie zjadłam wszystkiego) - zeżarłam czereśnie, sztuk 6 i wcale mi nie wstyd :P

Mimo późnej kolacji (no i tych sześciu czereśni :P) waga mnie rano dopieściła i pokazała nie więcej, a mniej, niż się spodziewałam :) Może Mała Srebrzysta Skrzyneczka Mieszkająca W Łazience wystraszyła się, bo jej pogroziłam ostatnio? ;)

W pracy szykują się zmiany, ale za wcześnie o tym pisać. Zobaczymy, jak się tu wszystko poukłada...

Tyle doniesień z linii frontu.
Pozdrawam sztywno i statecznie :)

  • magdunieq26

    magdunieq26

    5 lipca 2007, 20:24

    Jednym słowem- nie dla ciebie meksykańska kuchnia... może i dobrze, bo strasznie naładowana kaloriami jest... ja uwielbiałam prawdziwą meksykańską kuchnię rodem z USA, a ta polska... to żenada ;-))) Gratuluję pokazania wadze, kto tu rządzi... mojej wciąż się wydaje, że to ona dyktuje warunki ;-))

  • Demonek27

    Demonek27

    5 lipca 2007, 17:37

    życzę, a te 6 czereśni, ja zjadlabym pewnie 3x tyle nawet w czasie dietki i też nie przejmowałabym się. Buziaki .

  • coldgirleire1987

    coldgirleire1987

    5 lipca 2007, 15:18

    Gratuluję wykonanego planu, poszło Ci o wiele lepiej niż mi na wszelkich imprezach rodzinnych. A tymi czereśniami nie ma się co przejmować, owoce są zdrowe. Współczuję bólu pleców, ale mam nadzieję, że Ci szybko przejdzie. Zdrowiej :*