Było fajowo, zaplanowane trasy zaliczone, pogoda była zaskakująco dobra, więc w końcu udało mi się zaliczyć Giewont! (Ostatnim razem pogoda tuż pod szczytem zepsuła wszystko) Kolejka do wejścia na szczyt dłuuuuga... staliśmy z 1,5h. Na drugi dzień zakwas na łydkach, no ale nie po to pojechałam w góry, żeby leżeć. Tak więc wyszliśmy w góry, ale trasa była lżejsza - Dolina Kościeliska i Jaskinia Mroźna. No i ostatniego dnia - Dolina 5 Stawów. Myślałam, że nie wejdę, bo łydki jeszcze bardziej mnie bolały, ale po wczorajszym, dziś mnie prawie nic nie boli.
W sumie dużo chodziliśmy i pomimo, że jadłam takie niedobre rzeczy, waga była łaskawa, myślę, że powinnam do końca tygodnia wrócić do normy
Ps. Chyba kupię to hula hop.
Paulina.M28
20 sierpnia 2012, 08:36Ja jestem z tamtych rejonów...zazdroszczę sama bym sobie pośmigała po górkach...:)
cambiolavita
19 sierpnia 2012, 23:13Tez kiedys przeszlam Doline Koscieliska, 5 stawow i zaliczylam Giewont... Super wspomnienia... Zazdroszcze wakacji w gorach!!!