Wstałam rano i pierwsze co, rozpłakałam się. A powodem był post mojej koleżanki na fejsie. Nie fajnie patrzy się jak komuś spełniają się Twoje marzenia. Koleżanka dodała zdjęcia z wyjazdu do Stanów na tzw CampAmerica. Zawsze bardzo chciałam na to jechać. No dobra, ale czemu płaczę? bo jestem do niczego. nie potrafię się do niczego zabrać konkretnie i poczynić kroki w jakimś kierunku. Zawsze żałuję swoich decyzji jakiekolwiek by nie były. Zdecydowałam, że ostatnie wakacje chce spędzić w domu, z rodziną. Mialam poćwiczyć jazdę samochodem, miałam codziennie ćwciczyć, miałam zdrowo się odżywiać, uczyć się niemieckiego, uczyć się fakturować z tatą i co? Przytyłam 2 razy tyle, rzygam codziennie, nie chce mi się gotować, zaniedbuje się, nie chce mi się uczyć, siedzę i ryczę. A moglam iść do pracy zacisnąć zęby, zapierd*lać ile sił w nogach i zarobić na campa w przyszłym roku. I JAK ZWYKLE POMYSŁY PRZYCHODZĄ PO FAKCIE jak zwykle jak jest już za późno na cokolwiek.
Po za tym niedługo zaczyna się semestr. Studiuję coś, czego nienawidzę, nie nadaje się zwyczajnie do pracy w laboratorium mimo, że na początku wydawało mi się że jestem do tego stworzona- KOLEJNA ZŁA DECYZJA, kolejna porażka. I co jest najgorsze? że nie mam nawet najmiejszego pomysłu co mogła bym robić innego. Bo gdybym miała i gdybym była bardziej ogarniętą życiową kobietą a nie beznadziejną piz*ą która nic nie potrafi w życiu osiągnąć zdecydowała bym się to rzucić w pieron i zająć się czymś, co kocham. a ja nawet hobby nie mam. Nic nie mam. Siedzę całymi dniami i przewijam fejsa i patrzę jak inni spełniają swoje marzenia. i tylko zastanawiam się 'jak to zrobil? skąd wzieli kasę? jak to się robi?"
Nie nadaje się do kompletnie niczego. I nic ze mnie w życiu nie będzie. Chciałabym coś robić, ale nie wiem CO. Mam 22 lata. Otstani rok studiów przede mną potem trzeba wkroczyć w dorosłość. I prez 22 lata nie potrafiłam odnaleźć siebie. Nie potrafiłam spiąć tej swojej tłustej dupy do roboty, nie podróżowałam, nie porzeszałam horyzontów. Zacznę pracę skończy się beztroska, skończą się szansę na cokolwiek. A nade mną już sznurek wisi. :(
65,5 waga rano
3 dzień bez mięcha
wczoraj- spinning-interwał beztlenowy
śniadanie: pudding z chia + owsianka z dżemem wiśniowym mamy
nie pamiętam co przed obiadem ale bodajże jakieś jabłko
krem z dynii na obiadek
jeszcze raz krem z dynii
sałatka z pomidorem, twarogiem, oliwkami, ogórkiem, oliwą z oliwek i pomidorem suszonym na kolację.
JaTezBedeFit
29 sierpnia 2015, 09:22pociesze Cie tym, ze nie Ty jednak tak masz. Ja mam identyczna sytuacje. Kazdemu sie jakos fajnie zycie poykladalo, maja kase, kupuja sobie fajne rzevczy, wyjezdzaja na zagraniczne wakacje (dla mnie to totalna abstrakcja) itp. a ja? ciagle siedze w pracy za 1500 zl i to jaka praca! Biora tam nawet zuli bo nikt nie chce tam robic. Takze tez jestem jednym wielkim niewypalem, i tez tylko slodycze i zarcie jest moja jedyna pociecha w zyciu. Lacze sie w bolu heh.... Tak, jestesmy zalosne,