kiedyś kiedyś kiedy jeszcze bulimia nie trzymała mnie w szponach próbowałam 2 sposobów na stracenie zbędnych kilogramów. Startowałam z 65 chcąc zejść do wymarzonego 59. za pierwszym razem jadłam zdrowo, regularnie, wszystko było zbilansowane, dorane elegancko, dopasowane do moich potrzeb i co? gówno. nie zeszłam z wagi. trwało to z dobre 2 miesiące. NIC. pozniej poszłam na studia. mało malam czasu na regularne posiłki nie mowiąc już o jakimkolwiek gotowaniu! rano sniadanie- obfite bo nie będe ukrywa lubię się rano nażreć fest:D potem gdzieś szybciutko bułeczka między laborkami i do wieczora czasem NIC.woda, jabłko tyle.. schudłam tak, ze mama mnie nie poznała:) i czulam się super. nosilam wymarzone spodnie, krotkie bluzeczki na imprezy, obcisle kiecki.. i wcale nie czułam się osłąbiona czy coś...przecież musialam wysiedzieć po 6h na laborkach pozniej na wykłdach a po powrocie mialam jeszcze czas melanżować do rana! więc coś mi się zdaję, że przeproszę stare nawyki... pierd*lę obiadki ! :)
67.5 !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! waga!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
interwał beztlenowy again + brzuszki i przysiady w przeeerozniastych kombinachach- dupa odparzona!
dzisiaj rzygalam cały czas, więc nawet nie będe pisać co zjadłam...
zdjęcie z wczoraj! spockzo tu wyszło, ale tak pięknie na żywo to to nie wygląda. chociaz..brzuch ujdzie. nogi swoje bym upieprzyla przy samej dupie... nienawidzę parówek jednych:(