Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

"pamiętnik" o moich postępach

Archiwum

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 981
Komentarzy: 15
Założony: 4 lipca 2013
Ostatni wpis: 10 lipca 2013

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
malamarooda

kobieta, 32 lat, Wrocław

160 cm, 73.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

10 lipca 2013 , Komentarze (1)

Dzisiaj mija dziesiąty dzień diety i ćwiczeń. Do tej pory wszystko elegancko - tylko jeden raz przekroczyłam dozwoloną ilość kalorii ("teściowa" przywiozła przesłodziutkie truskaweczki - zeżarłam całą miseczkę, no i wypadało zrobić im jakiś obiad - zjadłam go z nimi), ale o niewiele. Pozostałe 9 dni bilans jest dobrze, każdego dnia max. 1000kcal zjedzone, od poniedziałku do piątku skalpel z Ewką.
Nie odchudzam się po raz pierwszy i wiem, że jeśli chce się zrzucić zbędne kilogramy, to leci to powoli - inaczej oznaczałoby, że niezdrowo. Rozsądek mi mówi cały czas "dziewczyno, to tylko 10 dni, poczekaj, wytrwaj, przecież rok temu wytrwałaś ponad 3 miesiące i schudłaś aż 7kg! Na efekty potrzeba czasu.". Tak, ale to tylko rozsądek, a chęci i serce mi się łamią, jak patrzę w lustro, bo nie widzę żadnych zmian (jak pisałam niżej, nie wiem jak z wagą, bo jej nie mam, a te cm, które NIBY pogubiłam, nie są widoczne). Nie wiem, jak mam zacząć słuchać swojego własnego rozsądku, który dobrze prawi, a we mnie i tak siedzi bezsensowny, dziecinny żal.
Ratuje mnie myśl, że dopiero za 2 tygodnie będę mogła stanąć na wadze. I powtarzam sobie w kółko, że muszę się spiąć, muszę wytrzymać. Liczę na to, że chociaż 3kg mi zlecą (wychodzi 1kg na tydzień, tyle, TEORETYCZNIE, powinna dać sama dieta, a do tego dochodzą ćwiczenia). Nie wiem co mnie podniesie z dołka i doda motywacji, jak mi nie zlecą te 3kg w te 3 tygodnie tak ostrego odchudzania.
A może to kwestia zbliżającej się, wielkimi krokami, @...

8 lipca 2013 , Komentarze (6)

Cześć dziewczyny! Dzisiaj jestem lekko w szoku. Mój tydzień (pierwszy tydzień odchudzania) wyglądał tak:

Dni 1-5 włącznie:
- po 40 minut skalpel + dieta 1000kcal (co daje codziennie około 1250kcal deficytu od 2000kcal)
Ostatnie dwa dni (6 i 7):
- deficyt, odpowiednio, 800 i 1150 kcal - w weekendy nie ćwiczę, tak jak pisałam post niżej ;) poza tym, w soboty, jem 1200kcal, jako nagrodę :) i zjadłam pyszne naleśniki dietetyczne.

Dzisiaj od nowa ćwiczenia i tak do następnego weekendu. A teraz, dlaczego jestem w szoku... zmierzyłam się (w porównaniu do dnia pierwszego) i oto wyniki:
udo: -1cm
boczki: -2cm !!!
talia: -1cm
biodra: 0 :< ale cóż, miednicę mam szeroką to i niewiele tu zejdzie.
biust: 0 (to akurat mnie cieszy :D)
ramię: -1cm

Niech mi ktoś powie o co chodzi! Starałam się mierzyć DOKŁADNIE tak, jak poprzednio, mam nawet konkretne pieprzyki wybrane na ramieniu i nodze, żeby poziom uda i ramienia był ten sam... Nie wiem, czy któreś z mierzeń mi nie wyszło po prostu i dlatego są takie efekty. Nie wiem, czy to w ogóle możliwe, żeby stracić w tydzień w sumie 5cm na obwodach?! Wydaje mi się, że to trochę za szybko i za dużo. Ale, jak mówiłam, starannie mierzę się, próbując dokładnie tak, jak pierwszego dnia.

Tak czy siak, dobry motywator! W każdym razie, wagę zaktualizuję dopiero po 20.lipca, ponieważ wtedy wracam do domu rodzinnego - na stancji nie mam wagi i dzięki Bogu, bo bym pewnie na nią stawała niepotrzebnie codziennie :). Co o tym wszystkim myślicie?

4 lipca 2013 , Komentarze (8)

A tak dokładniej, to zaczęłyśmy trzy dni temu. Plan: dieta 1000kcal (sprawdzona, lubię ją) i ćwiczenia (Skalpel, Ewa Chodakowska).

A teraz dlaczego:
- dieta 1000kcal to dla mnie idealna dieta, ponieważ daje efekty, które są długotrwałe (schudłam na niej, rok temu, 7kg, potem ją zaniedbałam i totalnie odpłynęłam - jadłam pizzę, piłam colę, mnóstwo słodyczy, mnóstwo czekolady i wróciło mi tylko 3kg! A zaniedbywałam się przez ROK.), a poza tym, ja lubię jeść wszystko - warzywa, sery, chleb. Nie jestem w stanie wyeliminować czegoś kompletnie z diety (poza oczywiście słodyczami i alkoholem - tu nie ma przebacz, trzeba). Ponadto zawsze jadałam małe porcje, więc ograniczenie ilości jedzenia to nie problem dla mnie. Także dieta różnorodna, ale z ograniczoną ilością kalorii? Super. Poza tym wszystkim, ja naprawdę lubię warzywa - brokuły, marchewka z groszkiem, rzodkiewki - mniam. A to są skarby przy tej diecie, ponieważ mają malutko kalorii i można ich jeść ogromną ilość.

- Skalpel - naczytałam się maaasę na temat pani Ewy Chodakowskiej. Szczerze przyznam, że to moja pierwsza przygoda z jej ćwiczeniami. Złapałam ogromną nadzieję, czytając o efektach, jakie mają dziewczyny. Czytałam też, że skalpel jest na modelowanie ciała, a na spalanie turbo spalanie albo killer - niestety, ja nie mogę wykonywać tych skocznych ćwiczeń. Mam bardzo słabe kolana i ręce i zwyczajnie nie jestem w stanie, zdrowotnie, udźwignąć takiego wysiłku. Musze ograniczyć się do skalpela. Mam zamiar robić te ćwiczenia 5 razy w tygodniu, z przerwą w weekend - wtedy mam czas, który spędzam z chłopakiem - od poniedziałku do piątku mam czas dla siebie. Ale i w weekendy mam zamiar pójść na dłuższy spacer ;)

Jak na razie, dzisiaj mam czwarty dzień odchudzania. Zaliczone 3 skalpele*, każdego dnia zjedzone poniżej 100kcal (okolice 950-980kcal dziennie), wypijam dużo wody, dodaję do tego witaminy (BodyMax), jakby przypadkiem czegoś zabrakło w diecie. Skrupulatnie odmierzam porcje i liczę kalorie - może to brzmi strasznie, ale mi w ogóle nie przeszkadza :) Po zeszłorocznym odchudzaniu jestem do tego tak totalnie przyzwyczajona, że weszło mi to w krew.

*-niestety, ostatnio doznałam urazu prawego nadgarstka (jak przy tym się ciężko funkcjonuje!), więc musiałam pominąć ćwiczenia z podparciem na dłoniach przez dwa skalpele, czekam, aż nadgarstek mi się zregeneruje i będę robiła całość :)

Co myślicie o tym planie?


Dla ciekawskich, jak dużo jeść, a przy tym być na diecie 1000kcal:
Polecam wszelkiego rodzaju sałatki, takie jak np. rzodkiewka, ogórek i koperek, polane odrobiną jogurtu naturalnego 0% (mój jogurt ma 44kcal/100g) - taka sałatka ma ok. 20kcal/100gram. Albo, jak ktoś woli, np. sałatka z pomidorów i cebuli, również z jogurtem, około 25kcal/100g. A przy ochocie na słodszą sałatkę, marchew z groszkiem, łyżką masła i odrobiną mąki i cukru - przy dużej ilości marchwi i groszku, wyszło mi ok. 50kcal/100g, niby dwa razy więcej, ale jest bardzo syte :).
A w chwili słabości i ochoty na czekoladę - arbuz. Słodki, mało kaloryczny i pyszny. Jak przeznaczysz np. całą kolację na arbuza (250kcal), to nie będziesz mogła już na słodkie patrzeć ;)

Dajcie znać, co myślicie, jeśli macie jakieś pytania, tez dajcie znać. Notuję wszystko w swoim zeszycie, ale postanowiłam się conieco podzielić ;) a jeśli będzie odzew, to postaram się kontynuować.

Do zrzucenia: minimum 8kg, najlepiej 10kg :)