nerwy, rozgoryczenie i bezradność....
Nie mam bladego pojęcia, do kogo zwrócić się o pomoc.
Kolano znowu zaczęło boleć. Na uczelni pod koniec zajęć ledwo wytrzymuję, a po powrocie do domu muszę je smarować maścią.
Zrobiłam dzisiaj badania razem z Maćkiem,ale wyniki będą dopiero w czwartek.
Może to desperackie,ale czasami myślę,że lepiej jakby się okazało,że mam podwyższony cukier. Może to wreszcie dało by mi porządnego kopa....
A mój mąż bawi się na imprezie firmowej, za półtora tygodnia jedzie na "szkolenie" do Koszalina na dwa dni, w hotelu basen jacuzzi... Na ostatnim w Kole był paintball i imprezka.
A ja z dzieciem w domu. Nawet nie wiem,czy ta impreza była z osobami towarzyszącymi, nawet nie zapytał....Gdy zostałam na kilka dni u mamy, bo źle się czuła,a tata był na chemii, zapytałam, czy by do nas na noc nie przyjechał. On mi na to,że wolałby zostać w domu, bo chciałby "porządzić" z kolegą( tzn., pograć w nocy na komputerze w WOW'a)... Jakbym dostała w twarz. Komputer i kolega ważniejsi od żony i dziecka... Sam dziecinnieje...
Coś się musi stać.................
babola
12 listopada 2009, 08:00takie jest życie...spróbuj ty tez sobie zrobić wolne od dziecka i męża...ty wybierz się do koleżanki na babski wieczór ze sniadaniem a on niech zostanie z synkiem....może to go otrzeźwi.Poza tym ja z mężem tak robimy, czasami on ma męski wieczór a ja babski.Taka terapia , taki wypad i odpoczynek od domu , garów męża i dzieci jest potrzebny psychice. Pozdrawiam
ekspresja
12 listopada 2009, 00:32I akurat czuję się podobnie... Dzisiaj już mi nerwy puściły w tym mieszkaniu, bo ciągle jest coś nie tak... A to drzwi za szerokie, potem futryna za krótka, potem źle wstawione przez panów fachowców... Popłakalam się z tego wszystkiego, a Mati mi powiedział, że co by nie zrobił to ja jestem niezadowolona, wiecznie naburmuszona... Nawet nie pomyślał jak się czuję, tylko głupio palnął i z pretensjami do mnie. Ubrałam się, powiedziałam mu tylko, żeby zamknął mieszkanie i wyszłam na przystanek. Nie miałam ochoty z nim rozmawiać w drodze powrotnej, a już na pewno nie pozwolę na to, żeby swoje zdenerwowanie przekładał na mnie. Potem mnie szukał po przystankach i w końcu znalazł. Przeprosić przeprosił, ale powiem ci, że ja nie wiem czy dam radę z tym remontem... Po prostu jestem tym wszystkim zmęczona - tu praca na poł etatu, tu uczelnia (dalej dziennie, bo nie otworzyli zaocznych) i tu jeszcze pilnowanie remontu... A dzisiaj jak się ubrałam i wyszłam rozgoryczona z mieszkania to uświadomiłam sobie, że nie mam nawet do kogo pójść i sie wypłakać. Żadnej bliskiej koleżanki... Jedyne co mi zostało to wracać do domu :( Impreza pracownicza? Wyobraź sobie że u mnie w pracy tez są... I wkurza mnie to ogromnie, że nie mogę wziąć osoby towarzyszącej :/ Na pierwsza imprezę wzięłam mimo wszystko Matika i żałowałam. On też żalował, że poszedł i wczoraj (bo akurat była kolejna), poszłam sama. Takie imprezy to jest takie sztuczne, udawanie, że w pracy wszyscy się przyjaźnią i że firma dba o zacieśnianie więzi między pracownikami. A tak naprawdę ścięłam się z koleżanką, bo się wstawiła i zaczęła coś pierniczyć, że ona i kilka innych osób to są Vipy a reszta to sie nie liczy... Porażka takie zabawy.. Dacie sobie radę - to pewnie tylko mały kryzys, jak w każdym związku...
MadziannaM
10 listopada 2009, 23:17Pisze do Ciebie bo masz śliczną dzidzie i dla niej warto mieć dobry humor !!!!! Ja mojego M, nie puściłabym na taki wyjazd, ale niestety nie zawsze się tak da :( Głowa do góry :)