Ważenie: 96,90 kg. Nie ma rewelacji, ale byle do przodu.
Zabrakło mi 10 dkg do 10 kilogramów utraty wagi, no ale....już świętuję pierwszą 10 kg! A co mi tam! Ważyłam się w ciuchach, więc właściwie to napewno te 10 kg mniej tylko ja jak zwykle nie chcę sobie ujmować ani 1 dkg więcej.
jeszcze miesiąc temu nie bardzo wierzyłam, że taka ilość kg może mi ubyć, a tu jakoś tak....samo mi się schudło....
A jak już jestem w temacie (hihihi..) to obserwuję mniejszy brzuszek u siebie i dzięki temu moje stare spodnie już całkiem swobodnie na mnie wchodzą. Otrzymuję oczywiście sygnały od rodzinki, że wizualnie jest to już odczytywalne, bo siostra jak tylko przyjechała to przywitała mnie słowami: "no, ja muszę zapytać szwagra czemu ci jeść nie daje!". U niej to najwyższa pochwała, bo sama ma sporo kg do zrzucenia i chyba kiedyś też z tą dietą ruszy w końcu z kopyta. Mąż, który przyjeżdża do domu co tydzień podkreśla szczególnie, że schudły mi nogi i wogóle korzystniej wyglądam. No i jak tu się nie cieszyć?!
Mój widok w lustrze zaczyna mnie dziwić, , bo te -10 kg naprawdę widać i chętniej już przeglądam się w wystawach sklepowych.
Dużo czytam Waszych pamiętników i wszystkich materiałów odnośnie diety Dukana i przyznam, że niektóre artykuły zasiały trochę we mnie niepewności. Chodzi mi przede wszystkim o wpływ diety na późniejszy stan zdrowia np. strukturę kości, serce itp. Szkoda, że niemal wszystkie artykuły są tak tendencyjne, bo albo pisze je dietetyk, który opisuje w czarnych kolorach jak to dorobimy się po kilku latach wielu chorób, a nawet możemy pozbawić się życia (!)., albo jak pisze zwykły dziennikarz to podaje ogólna charakterystykę każdej fazy Dukana i przykłady osób, które schudły i następnych, które z tych "schudniętych" biorą przykład i tez chudną. Czyli zupełnie brak tu obiektywizmu i jakichś konkretnych wskazówek dla nas. Ja, dzięki jednej z vitalijek poznałam historię odchudzania metoda Dukana jednej z forumowiczek, która w dość szczegółowy sposób opisała wszystkie niemal sposoby i możliwości udoskonalenia realizacji zasad tej diety poprzez np. odpowiednie suplementowanie i inne drogocenne rady dotyczące odżywiania i samopoczucia podczas diety. To są naprawdę rady drogocenne, bo wyobraźcie sobie, że ja teraz, w momencie kiedy przeżyłam jakoś pierwszą dekadę mojego odchudzania, rezygnuję z tej diety, bo np. męczą mnie zawroty głowy i boję się kolejnych złych następstw takiego odżywiania. Przecież szybko wróciłabym do mojej starej wagi i dźwigała już te kilogramy do...u-----j ś-----i! A tak, wiem jak się w takich przypadkach ratować i skąd się to bierze.
Mimo wszystko, jeśli macie jakieś doświadczenia odnośnie złego samopoczucia na Dukanie, albo wiecie o jakichś ciekawych materiałach to chętnie się z nimi zapoznam.
Pisałam Wam, że siostrzyczka przysłała mi link do fajnego cyckonosza na Allegro, no i dziś właśnie przyszła przesyłka. Jest super! Nie umywa się nawet do naszych polskich. Narazie nie będę kupować więcej bielizny, bo za chwilę może okazać się, że mam pod biustem o całe 10 cm mniej i będę miała następny kłopot, bo 10 cm różnicy w obwodzie to oznacza zjeżdżanie biustonosza na plecach pod samą szyję, a przy moim sporym rozmiarze miseczki (H, albo HH-hihihi), to....może spotkałoby mnie to szybciej niż myślę, bo ciężar jednak tez robi swoje.
Wrrrrr, nie cierrrrrpię!
Mam kłopot z papużkami, bo Ta która wysiadywała jajeczka okazało się, że puste, ale nijak nie chciała zrezygnować. Jak zauważyłam, że nie nocuje już w domku lęgowym tylko została z reszta papug i spała na żerdzi to (nieopatrznie!) oznajmiłam to mężowi jak wrócił przed niedzielą z trasy, a ten szybko jej te jajka zabrał i wyrzucił (!). Ja dowiedziałam się o tym jak już to zrobił, bo napewno bym zareagowała. Potem zrobiliśmy jeszcze jeden błąd bo kiedy następna parka zaczęła miłosne korowody, kupiliśmy jeszcze jedną budkę (niepotrzebnie) i powiesiliśmy ją też, tylko niestety w miejsce tej pierwszej, gdzie przedtem Pola wysiadywała te jajka. Tu juz mogę całą winę zwalić na męża, bo to on zamienił te domki lęgowe i tę od POli dał innej papużce, a tę nową powiesił w miejsce gdzie Pola miała swoją z jajkami. Początkowo wyglądało, że jakoś papużki zaakceptowały te budki, ale już po południu była bitwa aż piórka leciały. Nie dość, że Poli zniknęły jajka, to jeszcze ktoś jej wtrynił inną budkę. Z rozpaczą próbowała jakoś ją przystosować do siebie, ale stworzenie nastawione na macierzyństwo nie tak łatwo odpuszcza.No i w niedzielę koło południa pod naszą nieobecność Pola musiała tak dzióbkiem uderzyć Wiki, że ta miała pół główki we krwi. Podejrzewamy, że zaglądała jak zwykle do budki lęgowej Poli i ta wtedy ją dziobnęła, na szczęście koło oka, bo inaczej byłoby po papużce. Wikusia jest bardzo przyjazna i ruchliwa. Żal nam jej było okropnie.Mąż od razu odinstalował obydwie budki lęgowe, ale Pola wszystkie papużki terroryzowała odtąd niemiłosiernie. Doszliśmy do wniosku, że trzeba ją odizolować od reszty na jakiś czas, najlepiej z partnerem, żeby jej nie było smutno, ale to nie takie proste. Biegałam wczoraj po mieście żeby kupić drugą klatkę taką samą jak nasza, bo byłoby miejsce żeby ją postawić, ale na próżno. W końcu wczoraj wieczorem przyniosłam z piwnicy mniejszą klatkę, ale na tyle dużą, że swobodnie nawet dwie papużki mogą w niej funkcjonować, i przenieśliśmy Polę do niej. Było pełno wrzasku, bo to jednak mała rewolucja. Dziś zrobiłam jej w tej klatce fajne miejsce do siedzenia z jednej z żerdzi z tej dużej klatki, a wszystkie żerdzie w małej i dużej umieściłam na jednej wysokości, tak żeby Pola nie czuła, że jest jej źle (papużki siadają zawsze najchętniej na najwyższej żerdzi). Reszta papug chyba już się trochę do tej sytuacji przyzwyczaiła. Pola dziś siedzi cały czas tyłem do towarzystwa, czyli mnie i reszty "zgrai" lekceważąc nas w ten sposób i dając znać jak bardzo jest skrzywdzona. Myślę, że za kilka dni jej przejdzie. W każdym razie je normalnie i pije, tzn. że nie jest z nią tak tragicznie. Nie można było inaczej, bo terroryzowała resztę ptactwa dokładnie. Jak jej nie przejdzie to do niedzieli to kupimy drugą klatkę i parka zamieszka w niej na dobre, a jak się uspokoi, to Pola wróci do towarzystwa. I co wy na to?
Upiekłam dziś sernik, a wieczorem zrobię chlebek Dukana, bo to jednak ułatwia bardzo jedzenie śniadań i kolacji. A na obiad była pierś z kurczaka z dipem chrzanowo-ziołowym i ogórkiem kiszonym z odrobiną cebulki. Jeszcze tylko 2 dni protein i znów P+W. Fajnie, bo trafi akurat na niedzielę, a wtedy łatwiej dla mnie zrobić wspólny obiad np. z gotowanego mięsa z warzywami albo sałatką.
Pozdrawiam Was wszystkie serdecznie i życzę miłego wieczoru.
A ja teraz sobie Was poczytam.
Hej!