Mam niby pracę komputerową w domu, więc powinnam zdążyć z porządkami przedświątecznymi, ale jakoś nic mi nie wychodzi. Mam zaplanowane co zrobię do żarcia to i to dobrze. Reszta....sama się jakoś zrobi...Takie podejście na 10 dni przed świętami mi nie pomaga, bo codziennie powinnam coś zdziałać, ale zawsze coś mi wypadnie nieplanowanego. Dziś papugi tak mi się dają we znaki, że sama się dziwię jak jeszcze wytrzymuję nerwowo, ale to po części tez moja wina. Miałam je nie puszczać na pokój przez kilka dni, ale jak tak rano się obudzą i wyglądają czy im tę klatkę otworzę czy nie, to nie mam serca tego nie zrobić...no i latają...Tylko chyba przyjęły, że ten pokój to ich woliera, a klatka służy tylko do korzystania z karmników...W takich sytuacjach zamykam im częściowo takim patykiem wejście do klatki i boja się wtedy, że się do niej nie dostaną i włażą przez tę szparę po kolei....Wszystko zależy wtedy czy zdążę na tyle szybko podejść do klatki i zamknąć drzwiczki..., a to sztuka nie lada, bo czasem trzy siedzą już w klatce, a jedna marudzi i nie chce wejść, to te trzy w międzyczasie się najedzą i fruuuu już ich nie ma. Poprostu robota wariata!Tzn. one ze mnie wariata robią...Jednym słowem - rozrywka jak byk!
Ostatnio z jedzeniem jestem na bakier, czyli albo nic nie zaplanuję i jem z przypadku, albo chodzę głodna jak wilk bo nie mam czasu coś zrobić.... Wczoraj w końcu (od soboty) upiekłam sernik w dwóch foremkach i nareszcie się go uczciwie najadłam, bo łaził już za mną niemiłosiernie. Wpałaszowałam dwie porządne pajdy z serkiem waniliowym Danon i mlaskałam potem jeszcze przez 10 min.
A dziś znów poplątanie z pomieszaniem, bo w piekarniku tkwi upieczona pierś z indyka, a ja nie mam czasu zrobić do niej sałatki z pekinki i pewnie będzie z tego raczej kolacja...No i dobrze....a raczej niedobrze, ale trudno.
Lecę coś podziałać w domku, bo wszystko co mam zaplanowane na dziś to jeszcze nie ruszone nawet. Jutro ważenie....oj, nie spodziewam się rewelacji, bo z tym jedzonkiem kiepsko. Dobrze, że przynajmniej sporo piję, herbaty zielona, czerwona i woda. Kupiłam u nas w zdrowej żywności taka zieloną na wagę o nazwie "Złota rosa". Babeczka-ekspedientka w tym sklepie właśnie ją sobie zaparzyła i stała z boku w kubeczku więc się zainteresowałam tym zapachem i....kupiłam. Dobry chwyt reklamowy, nie?
Polecam wam z czystym sercem, bo naprawdę fajna, jak na zielona ma się rozumieć. Trzeba tylko pamiętać (jak to przy zielonej), że parzy się ją nie wrzątkiem i tylko max do 3-5 min, bo potem to już nie ten smak. Za to można parzyć do nawet trzech razy, dopóki ma jaki taki smak.
Ufff, zabieram się do jakiejś roboty. Poczytam was chyba dopiero jutro, bo muszę od rana ślęczeć przy kompie to przy okazji będę miała trochę czasu na to.
Buziole dla wszystkich!
malgorzaata
13 grudnia 2011, 21:55Małgosiu mnie dzisiaj ta skakanka również na początku sprawiała wiele problemów :) potykałam się o nią, plątała mi się między nogami. Ale nie poddałam się i jakoś dałam radę. Po 5 minutach już zaskoczyłam o co w tym wszystkim chodzi :) Korzystaj z każdej formy aktywności, dla siebie, dla dobrego samopoczucia, dla zdrowia :) Pozdrawiam cieplutko.
malgorzaata
13 grudnia 2011, 21:36Ja święta będą tuż tuż to dostaniesz na pewno powera i zrobisz wszystko co powinnaś zrobić wcześniej :) Ja też tak mam, mobilizuje się kiedy już widzę czerwone światełko :)
marianna321
13 grudnia 2011, 20:39:-)
Aldek57
13 grudnia 2011, 20:34Poczekaj na powera do pracy i nie rób sobie wyrzutów
Agujan
13 grudnia 2011, 18:22ja jestem zupełnie w polu z zamieszaniem przedświątecznym. jedyne co odhaczone to prezenty. A zielona herbatę uwielbiam. Chyba każdą.
duszka189
13 grudnia 2011, 17:41ja już mam wszystko posprzątane popieczone i wszystko błyszczy