Szkoda gadać:/ upiekłam 2 biszkopty, bo jeden był za cienki, 24 babeczki, zrobiłam 3 prania, i dekorowałam tort, wszystko własnoręcznie, krem, masa cukrowa... cały dzien napierniczałam, aż tu mi mój M. wrócił z pracy, nażarł się, i wyszedl- pojechał 300 km bóg wie gdzie! Z dzieckiem na spacer miał iść... obiecał... ale nie miał czasu. Więc co ja miałam zrobić? jak placki się piekły, dziecko na balkon kurtka i haśta!:/ Jakbym wiedziała, że z nim nie wyjdzie to inaczej bym dzień zaplanowała. Nawet nic nie dojadałam- talerz zupy cały dzień i parówka... nawet nie myślałam o jedzeniu... ale znając życie przyswoiłam i tak sporo kcal, bo tu łyżkę oblizałam tu coś spróbowałam:/
A tort:/ wygląda żałośnie:( mam nadzieję, że chociaż dobry będzie- ale nie mnie to oceniać.
Ogólnie to chyba łapie jakieś shizy:/ słysze głosy, sama na nowym mieszkaniu:/ no dziwnie dziwnie:/
justyna.ja85
20 listopada 2011, 12:06Och coś ten twój M daje ciała ostatnio. Trzeba go sprowadzić na ziemię. Niestety tak jak mówiłam już, tak to z tymi naszymi chłopami czasami jest. Wszystko zostawiają na Twojej głowie. Jak sama nie pomyślisz, nie zrobisz to nie będzie załatwione ani zrobione. No cóż. Z nimi źle, bez nich jeszcze gorzej :D Głowa do góry laska. Tort na pewno smaczny! Aż mi smaka narobiłaś. Ja bym Twoim nie pogardziła :D
Japanesee
18 listopada 2011, 23:27nooo to ładnie się nalatałaś !! ja to na pewno zjadłabym sama pół tortu i cały krem :)) podziwiam :) pozdrawiam