Najgorzej było wyjśc z domu, później już jakoś poszło. Wyszło dziś około 6,5km w 50 minut, czyli nieźle jak po 5-dniowej przerwie. Jak zwykle żeby pokonac ten kawałek musiałam motywować się na bieżąco myślami typu "jak nie dam rady! ja nie dam rady?!", dzięki temu udało mi się pokonać całą trasę bez zatrzymywania, nie licząc tych na przejściach dla pieszych... no właśnie, miasto powinno zatroszczyć się o biegaczy i zrobić im jakieś przejścia pod lub nad ruchliwymi ulicami, można by też pomyśleć o jakiejś miękkiej nawierzchni w dbałości o stawy obywateli... marzenia ściętej głowy, no cóż, tak tylko chciałam zauważyć że nie lubię się zatrzymywać, jak już wpadnę w "trans", a muszę.
Idę teraz pod prysznic, później coś w TV może obejrzę i czas spac, jutro kolejny piękny dzień przed nami...
Dobranoc i dzięki za dodanie otuchy :)
Skania79
18 lipca 2013, 20:36Alwaro Figofago nie dzwonił :))) Byliśmy umówieni na telefon dzisiaj, lub jutro. Także jeszcze ma czas do jutra. Potem go skreślam :)))
Justynak100885
18 lipca 2013, 10:00najgorzej się przemóc, też zawsze mam ten dylemat...ale jak już się wyjdzie z domu to jest sukces^^
MusingButterfly
17 lipca 2013, 23:21Świetnie !:) ja jeszcze nie gotowa na biegi ;/ Ale pedałuje za to ;)
Skania79
17 lipca 2013, 23:11Pięknie, kochana :) 6,5 km w 50 minut - bomba :) Też się nie lubię zatrzymywać... Dzisiaj na pasach klełam na jednego zdechlaka, dopiero się rozpędziłam, stanęłam daleko od drogi i ten zwolnił i się czai... Nosz jołkipołki!!
marzena2015
17 lipca 2013, 22:38Piękny wynik biegania oby tak dalej. Nie masz w pobliżu parku lub bieżni. Miłej nocy. :-)