Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
No chyba wyjdę z siebie i stanę obok!


Jak widać bardzo emocjonalne to moje odchudzanie.

Dzisiaj rano stanęłam na wadze a tam 81,7. Czyli prawie dokąłdenie tyle ile równo 9 dni temu.

W międzyczasie było mnóstwo ćwiczeń, dieta i takie tam!

Do cholery jasnej, co się dzieje! @ spodziewam sie dopiero najwcześniej za tydzień.

Tak czy inaczej jak tylko zeszłam z tej wagi postamnowiłam nie odwlekać i wybrałam się przez te śniegi i deszcze, z ogonem w postaci małego dziecka, do laboratorium. Tam miałam watpliwą przyjemność wydać 203 zł na badania w kierunku zaburzeń tarczycy i cukrzycy.

No nie może do jasnej ciasnej być tak, ze człowiek wypruwa sobie żyły a to wszystko o kant d..y można rozbić.

Dieta ok, nic wielkiego że nie jem słodyczy, unikam jak ognia mąki, alkoholu, tnę kalorie na każdym kroku, osobno przygotowuję posiłki sobie, osobno rodzinie (hmm spróbujcie obejść się smakiem gotując a następnie podając rodzinie pyszniutkie, pachnące jedzonko mając w perspektywie zupełnie coś innego).

Ale to, że codziennie wypacam hektolitry potu i jak widać - bez większego efektu, na to się nie godzę!!!!

Obwody? No cóż mniej w obwodach ale też bez rewelacji -  nie zauważyłam aby jakiekolwiek spodnie czy kiecka spadała mi z tyłka. Tyle że nie upijają.


Ufff wściekła jestem, idę masochistycznie pokręcić hula hop z masażerem, chociaż powinnam się wziąć poważnie za mieszkanie.

Zresztą tu też mam wkurw - nie mogę patrzeć już na zimowe czapki uszatki moich dzieci, spodnie od kombinezonu zimowego, kozaki, rękawice szaliki.

A zgadnijcie co dzisiaj u nas padało? Tak tak, to nie żart, z nieba momentami leciał najprawdziwszy śnieg. Normalnie późny listopad a nie połowa kwietnia!