Wszystko jakoś się układa: basen już się wpisał na stałe w plan zajęć i wszyscy (mąż i mama, która pomaga w opiece nad dziećmi) wiedzą że w pon o 19.30 wychodzę i niech się dzieje co chce....; sala gimnastyczna załatwiona, zapłacona i justro startuję (mam nadzieję,że w czwartek dotrę do pracy w pozycji pionowej , a nie jak jakiś paralita...)....natomaiast jedzenie.... coś nie chce zaskoczyć.... jeszcze w pracy do opanowania - zero słodyczy - posiłki co 3-4 godz, ale jak przyjadę do domu , zjem obiad to jestem ..."nienażarta"....ja nie potrafię przeżuwać jedzenia i pochłaniam je szybko.....taki nawyk z lat szkolnych - obiady na dużej przerwie połykane wpośpiechu. No i czywiście ser, ser, ser,....nie mogę nie kupić bo reszta jada głównie sery - nie chcą wędlin żadnych.......
Jutro walka od nowa.....on wcale nie woła żebym go zjadła, to moje głowa.....
jutro nietknę SERA!
edenka
11 października 2007, 18:22witaj :) widze że cierpimy na to samo ja też utrzymauje diete tylko w pracy po powrocie do domu jem jakbym nie jadła conajmniej pół dnia u mnie troche krucho z basenem wybieram sie od poniedziałku i jakoś nie mogę dotrzeć..:) pewnie kojarzysz basen w Oświecimiu :) jesteśmy prawie sąsiadkami :)