Wchodzę właśnie w 7 tydzień ciąży i nie mogę sie wprost nadziwić, że czuję się tak wspaniale:) Nic mi nie dolega. Poza oczywistym objawem, jakim jest brak okresu i pozytywny wynik testu krwi (i kilku testów paskowych dla pewności ;) ) czuję sie rewelacyjnie. Żadnych mdłości, zgagi, rozbicia emocjonalnego. Jedynym objawem są wiecznie lodowate stopy i dłonie, ale termofor mam w ciągłym użyciu no i .... głód! Zjadłabym konia z kopytami, a nawet dwa konie. To nie sa zachcianki, ale uporczywy, dojmujący głód. Moje kubki smakowe nigdy nie były tak wrażliwe, a jedzenie nie dawało mi tyle radości, co teraz :) Co dziwne, nie ciągnie mnie do słodyczy w ogóle. Na tapecie są wiecznie pieczone ryby, najchętniej łosoś, szpinak duszony z czosnkiem i hektolitry soku marchewkowego.Maluszek, wie, co dobre :) Na okrągło bym to jadła. Konczę jeść obiad i juz myślę o obiedzie następnego dnia haha. Nie byłam nigdy w ciąży, więc wszystko mnie dziwi i zachwyca. Zawsze wydawało mi się, że kontrola wagi w ciąży to pikuś, jeżeli ma się odpowiednią świadomość i trochę samodyscypliny,a tu widze teraz, że istnieją siły wyższe... A jak było /jest u Was?