Wczoraj weszłam na wagę; 76,4 kg. To mój życiowy rekord.
Rano zjadłam; kromeczkę żytniego chlebka z polędwicą i kiełkami rzodkiewki,
przed południem; jogurt z prażonymi płatkami migdałów, słonecznika i dyni,
w obiad; świąteczny żurek.
Podwieczorek ; miska sałatki owocowej z ananasa, kiwi, banana
Wieczorem zamiast kolacji, zjadłam resztki makowca, nie mogłam się opanować.
Dzisiaj rano waga potraktowała mnie łaskawie i pokazała 75,6 kg, widocznie i tak zjadłam dużo mniej niż przez ostatni czas. Powoli się przestawiam na inne tory.
Rano oczywiście wzorcowo ; 2 kromeczki chleba orkiszowego z pastą
avokado i jajkiem, do tego papryka, kiełki rzodkiewki i ogórek,
Obiad ; trochę żurku, kawałeczek mięska koziego pieczonego, trochę ziemniaków, surówka z pora i jabłka, rozcieńczony kompot truskawkowy
W podwieczorek dopadł mnie wilczy słodyczowy głód; zjadłam kawałek
kołacza makowego i wypiłam kawę z mleczkiem
Wieczorem ; jabłko, 3 kosteczki czekolady, parę orzeszków pistacjowych
Jutro wolałabym nie wchodzić na wagę, muszę się nauczyć ważyć 1-2 razy
w tygodniu i koniec
PANDZIZAURA
3 kwietnia 2013, 23:46I chciało by się powiedzieć jak w piosence : Oj nie tak panowie ,nie tak:/