Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Artykuł Hani :)



Pewnej wiosennej nocy miałam piękny sen. Brnąc przez zasypaną śniegiem ulicę, usłyszałam cichutkie kwilenie. Zatrzymałam się i spojrzałam w bok. Na puchowej śnieżnej pierzynce leżało maleńkie dziecko. Podniosłam je i przytuliłam mocno do piersi. Kiedy się obudziłam, wciąż czułam w swoich stęsknionych ramionach ciepło jego drobniutkiego ciałka.
Zapisałam ten sen w pamiętniku, a kilka tygodni później okazało się, że właśnie tego dnia przyszła na świat moja córka...

* * *

Zawsze wiedziałam, że będę mamą. Nawet wtedy, gdy zaczęły się problemy ze zdrowiem, a lekarze bezradnie rozłożyli ręce. Nigdy nie straciłam nadziei.
Jedni ludzie dojrzewają do decyzji o adopcji latami, inni wybierają bezdzietność ��" dla mnie zgłoszenie się do ośrodka adopcyjnego było kolejnym krokiem w drodze do upragnionego celu. Krokiem jak najbardziej naturalnym, choć nie znałam wcześniej nikogo, kto przeszedłby tą drogą. Bóg zamknął drzwi, ale otworzył na oścież okno, a ja w porę je dostrzegłam...
Teraz wydaje mi się, że wiedziałam to od zawsze: nie trzeba urodzić dziecka, by doświadczyć cudu macierzyństwa. Przeczucie mówiło mi, że rodzicielstwo adopcyjne w niczym nie ustępuje biologicznemu. I dziś ��" jako mama zarówno adopcyjna, jak i - od niedawna ��" biologiczna, a tak naprawdę po prostu „mama”, mogę powiedzieć tylko jedno - nie myliłam się!

* * *

Większość macierzyńskich historii miłosnych rozpoczyna się, gdy młoda kobieta dowiaduje się, że w jej łonie rozwija się nowe życie. Potem z reguły następuje cudowny czas ciąży, a w końcu poród. Mama adopcyjna również oczekuje na swoje dziecko i jest to okres nie mniej emocjonujący niż ciąża. Po szeregu spotkań z psychologami i pedagogami w ośrodku adopcyjnym przyszli rodzice dowiadują się, że zostali przyjęci w grono oczekujących na „ten telefon”. „Ten telefon” to informacja z ośrodka, że czeka na nas nasze dziecko... O tym, że akurat ten mały człowiek stanie się częścią naszej rodziny decydują pracownicy ośrodka, ale ja głęboko wierzę, że tak naprawdę macza w tym swoje palce Ktoś zupełnie inny...
Kiedy zadzwonił telefon z ośrodka, nie było mnie w domu. Wspaniałą wiadomość oznajmił mi mój mąż. Nigdy wcześniej nie czułam się tak szczęśliwa - śmiałam się i płakałam na przemian... Mąż z przejęcia zapomniał zapytać o płeć dziecka, więc dopiero kilka dni później dowiedzieliśmy się od pani pedagog, że urodziła nam się córeczka.
Do dzisiaj w najdrobniejszych szczegółach pamiętam dzień, gdy poznaliśmy nasze dziecko. Staliśmy nad łóżeczkiem Oleńki, a nasze spojrzenia mówiły: „Tak, to ona, nasz skarb, nasze upragnione dzieciątko, nasza wymarzona córunia. Nareszcie się odnaleźliśmy!” Od tamtej pory uczucie wdzięczności stale towarzyszy mojemu życiu. Każdego dnia dziękuję Bogu, że pozwolił mi być mamą tej cudownej istotki...
Jest taki zwyczaj, że świętuje się dni związane z adopcją. Poza tym najważniejszym ��" pierwszym spotkaniem, było ich jeszcze kilka. Oleńka nareszcie w domku ��" pierwsza kąpiel, pierwsze usypianie, nieprzespana z emocji i lęku o małą noc... Pamiętam rozgwieżdżone niebo nad moją głową, kiedy wyszłam na balkon, gdy Ola już zasnęła - to uczucie bezgranicznego spełnienia i szczęścia, jakie mnie wtedy ogarnęło... Ważnym dla nas dniem był także ten, w którym odbyła się rozprawa sądowa, a nasza miłość stała się „prawomocna”... Po powrocie chyba tysiąc razy powtórzyłam córeczce, że już na zawsze będziemy razem. I jesteśmy, a każdy nowy dzień, każdy uśmiech mojej córuni, każdy buziak czy wypowiedziane słowo to kolejne małe cuda.

* * *

Popularny serial dokumentalny przedstawia rodzicielstwo adopcyjne jako akt miłosierdzia, współczucia albo ��" co gorsza ��" litości. Ludzie, którzy nie zetknęli się z cudem adopcji osobiście, często postrzegają ją podobnie. Tymczasem prawda wygląda zupełnie inaczej. Adoptujemy dzieci, ponieważ pragniemy ukoić ból naszych samotnych, bezdzietnych serc, a mówiąc bardziej trywialnie ��" niczego nie pragniemy bardziej, niż być rodzicami. Współczucie, a tym bardziej litość nie mają nic wspólnego z miłością, którą my ��" rodzice adopcyjni ��" obdarzamy nasze dzieci. Nie ma w adopcji nic z „dobrego uczynku”, przygarnięcia „biednej sierotki” czy „wzięcia dziecka na wychowanie”. Czy gdybyście czuli, że gdzieś na świecie czeka na Was Wasze dziecko, nie przeszlibyście siedmiu gór i lasów, nie przepłynęlibyście wpław oceanu, by wreszcie do niego dotrzeć? Na tym właśnie polega adopcja...
  • tomasia

    tomasia

    20 marca 2007, 11:25

    wzruszyłam się jak stary wojskowy siennik... miałaś podać swój adres i rozmiar synka... czekam i całuję Cię mocno

  • alina53

    alina53

    20 marca 2007, 09:57

    Pozdrawiam Cię serdecznie.....

  • Powiot

    Powiot

    20 marca 2007, 05:45

    to co napisałaś....I prawdziwe!Wzruszenie ściska gardło i mgłę przed oczami powoduje...Skąd tyle miłości,czułości i serca w Pani Władzy?

  • Fufka

    Fufka

    19 marca 2007, 12:12

    chyba wydrukuje to co tu przeczytała i zaniosę mojej kuzynce, maja kłopoty z zajście w ciążę więc może............. pozdrowienia

  • blanita

    blanita

    19 marca 2007, 09:23

    jest bardzo wzruszjaco, dobrze i prawdziwie. Ciezko było czytac , bo litery sie rozmazywały, ale czytałam jednym tchem...

  • babola

    babola

    19 marca 2007, 09:13

    to co napisałaś można czytać bez końca, jak piękną lekturę i za każdym razem rozumiejąc coś więcej i bardziej otwierając swoje oczy i serca. Powiem Ci kochana, że nie znałam wsześniej w swoim życiu podobnej osoby do Ciebie.Jestem pełna podziwu i ogromnego szacunku dla Ciebie i całej Twojej Rodzinki.Jesteś superową osobą.

  • czikita33

    czikita33

    19 marca 2007, 08:27

    dziekuje za wpis i zycze milego dnia.pozdrawiam

  • malgosia1

    malgosia1

    19 marca 2007, 07:13

    Niezwykly ten artykul. Pieknie opisane uczucia macierzynskie. Nic dodac, nic ujac. Brak slow

  • Bozka1

    Bozka1

    18 marca 2007, 19:22

    jak poezja. Nigdy w ten sposób nie myślałam o adopcji, ale teraz jestem w stanie wyobrazić sobie co czują ludzie czekający na dziecko...Piękne...I też życie...

  • magdast

    magdast

    18 marca 2007, 11:00

    Hmm taki cudowny artykuł, takie cudowne koomentarze...przecież ja juz nić ładniejszego nie wymyślę...poprostu podpisuje się pod pozostałymi

  • gonia36

    gonia36

    18 marca 2007, 08:36

    ....kolejne 30 dag....ale spokojniej dla mnie i otoczenia :)

  • lunka7

    lunka7

    17 marca 2007, 17:31

    Ty to umiesz wzruszyć człowieka....

  • ewikab

    ewikab

    17 marca 2007, 11:48

    Ja nie miałam w sobie tyle siły, by zdecydować się na adopcję. Mąż nie mógł mieć dzieci i po wielu wizytach u lekarza odpuściłam. Może podświadomie czułam, że dla niego to nie tak ważne jak dla mnie? Czas pokazał, że miałam rację - rozstaliśmy się po 15 latach małżeństwa, bo on wolał pieniądze i wygodne życie u boku innej kobiety. Nie żałuję swojej decyzji, bo teraz wiem, ze nie nadawał się na ojca.

  • gabraj

    gabraj

    17 marca 2007, 10:34

    zmuszasz nas do myślenia. I za to Ci bardzo dziękuję.

  • greenka

    greenka

    17 marca 2007, 08:42

    ... ale tak... "szczesliwie" :) Jesli ktos mysli w ten sposob o adopcji, to jego dzieci beda bardzo, bardzo szczesliwe :)<BR> Sciskam mocno i... nie pisz nic o starosci, bo jeszcze ci nie wolno sie starzec ;) Zostaw to sobie na zaś ;)

  • karenina

    karenina

    16 marca 2007, 18:18

    Piękny ten artykuł Hani. Wzruszyłam się...

  • pusia61

    pusia61

    16 marca 2007, 17:46

    to jest cudowne sama zresztą wiesz, że byłam bliska adopcji ale Bóg wtedy zdecydował, że "adoptuje" kruszynkę do mojego brzuszka.

  • Machala

    Machala

    16 marca 2007, 17:10

    każda moja ciąża była zagrożona, w drugiej (bliźniaczej) straciłam jednego dzidziusia...kolejna ciąża jest ponad moje siły, ale miejsca w sercu i rodzince jeszcze sporo, tylko myślę, że moje malizny muszą zdecydowanie podrosnąć...tylko czy ja już wtedy nie będę za stara?

  • Berchen

    Berchen

    16 marca 2007, 16:15

    Mariolu, dziekuje ci ze tak pieknie to napisalas, czasami dziwily mnie niektore komentarze w duchu "dobrego uczynku", owszem mozna to i tak widziec ale to najmniejszy element w tym wszystkim, ty napisalas to naprawde pieknie. Duzo o adopcji myslalam, bo moj maz wychowywal sie w domu dzieckas, chociaz nie brakowalo blizszej i dalszej rodziny , ktora mogla moim zdaniem zajac sie nim i jego rodzenstwem , ale do tego potrzebna jest milosc. Moja corka po leczeniu bialaczki prawdopodobnie nie bedzie miala dzieci, tez mysli o adopcji w przyszlosci, ale napewno nie w kategorii dobrych uczynkow,to jest naturalna potrzeba spelnienia sie w rodzinie, jedni ja maja silnie rozwinieta, innym wystarcza ze zyja dla siebie, zycze ci by sie wszystko dobrze ulozylo, Anna

  • Machala

    Machala

    16 marca 2007, 15:49

    teraz boje się, że i moje dziecko gdzieś na mnie czeka, a ja nie mogę zdecydować się, żeby zacząć go szukać...