Śniadanko - musli - zaliczone, dziadek nakarmiony czyta prasę a ja ze swoim " kubełkiem " kawy poczytuję wasze wpisy.
Przez okno dzień wydaje się ładny ale zimno pieruńsko, może się rozkręci później.
Wczoraj leżąc na płasko w łóżku wyczułam .....jak wystają mi kości miednicy.
Ależ się ucieszyłam z tego spotkania już dawno nie miałam z nimi kontaktu, tak sie cholery schowały pod pierzynką tłuszczu.
Żałuję tylko, że nie bardzo mam czas i siłę ( czytaj mobilizację ) na gimnastykę.
Cardio jest spoko ale warto byłoby popracować na mięśniami.
Robiąc bilans kaloryczny zauważam, że jem za mało kalorycznie, ale mnie się nie chce więcej,. Nie wiem co zrobić.Co jeszcze dorzucić do pieca.
Wielka szkoda, że nie mogę pić octu jabłkowego, bardzo mi smakował i " grejfiutki " też raczej niewskazane .Mam niezaleczony wrzody i ten kwasek mi nie służy.
Po powrocie do Polski szykuje się parapetówka - kumpela kupiła domek na wsi i z chlewika zrobiła bajeczny domek z kamienia.
A ja wciąż w blokowisku.Moi sąsiedzi włączają " franie " w niedzielny poranek o 7 rano.
Sąsiad alkoholik drze japę do nocy.....
.....a mnie się marzy poranna kawka w szlafroku na własnym tarasie.........
Od wczoraj znów piję drożdże, padają mi paznokcie.
Zaraz lecę na orbitkę a potem się zobaczy, jakieś małe zakupy i........spontanicznie spędzę dzionek.