No - kilka dni miałam kryzysu. Ale myślę pozytywnie. Ciągle się motywuję. Bo albo schudnę, albo zmienię garderobę na większa. Kuszą bardzo ciasteczka dla dziecka upieczone przez moją mamę. Mijam je ciągle, bo leżą nad barkiem w salonie. Przemawiają: weź mnie, weź mnie. A ja twardo NIE! Nie ćwiczyłam w tym tygodniu. Wtorek święto, a czwartek kolacja u przyjaciółki. Oczywiście troszkę zgrzeszyłam :-( Ale waga spada, więc jestem dobrej myśli. Po ubraniach jeszcze nie czuję, żeby były luźniejsze. Ale wcale mnie to nie dziwi, bo w spodnie ledwie się dopinałam.
blakin
16 listopada 2014, 09:10Ciastkom mówimy zdecydowane "NIE"... brawo brawo!