Mamy dziś piątek trzynastego. Po urlopie, pełna sił, wracam pełną parą do zdrowego jedzenia i ćwiczeń. Urlop spędziliśmy u rodziny mojego Ł., gdzie jedzenie było smaczne, ale niezbyt dietetyczne. Nie wypadało wybrzydzać ;) No ale taki restart (nie tylko jedzeniowy) mi się przydał. Nie myślałam o niczym, po prostu korzystałam z wolnego czasu :) Z ruchu - chodziliśmy czasem na spacery, choć mroźna aura nie zachęcała do wychodzenia.
I jak po świętach i sylwestrze nie przybyło mi kg, tak teraz wracam z 1 kg nadbagażu. Ale nie aktualizuję paska, bo wiem, że uda mi się to szybko zrzucić. Zwłaszcza, że mój Ł. zapisuje się ze mną na siłownię! Będę miała większą motywację, żeby chodzić. Już go prosiłam, żeby przypilnował mojego regularnego chodzenia. A on jest taki, że jak się raz czegoś podejmie, to nie odpuści. Już wiemy, że będziemy się o to kłócić, ale wiemy też, że warto :)
Zatem: DO BOJU!!! :D
angelisia69
13 stycznia 2017, 13:22wlasnie takie resety robia cudownie na psychike,bo ciagla rutyna,myslenie o dietach i cwiczeniach moze sie znudzic i w koncu mamy dosc!!Fajnie ze idziecie razem na silke,wiadomo ze razem razniej i wieksza motywacja.Powodzenia