Ogólnie:
Jestem zadowolona.
Szczegółowo:
- Jadłam według tego, co sobie zaplanowałam. W pracy ciągle ktoś przynosi czekoladki, ciasteczka, wafelki, ale udaje mi się ich sobie odmówić. Trochę niezaplanowanym cheat mealem były 2 paski czekolady z orzechami we wtorek, ale miałam tak paskudny humor, że dobrze, że zjadłam tylko to ;) No i wczoraj do obiadu z siostrami wypiłam margharitę, a wieczorem po spacerze po Rynku wypiłyśmy grzańca, ale to już było zaplanowane :)
- Na siłowni byłam 3! razy, z czego jestem niesamowicie dumna. Prawie odpuściłam jeden raz, ale dobrze, że mam wsparcie mojego Ł. Przekonał mnie, że skoro planowałam, to warto pójść. I miał rację :)
- Spadek wagi, co prawda, niewielki, centymetrów też nie ubyło za dużo, ale czuję się dobrze! I to najważniejsze :) Jedyny moment, kiedy miałam zgagę, to wczoraj wieczorem po obiedzie lub po grzańcu (albo po jednym i drugim). Może powinnam jutro zmierzyć się i zważyć, jak już będę po jednym dniu "normalnego" jedzenia, a nie po obiedzie na mieście i wieczornym piciu alkoholu. Nie wiem tylko, czy będę miała na to czas przed pracą.
A teraz liczę na kolejny dobry tydzień :D