Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Potworna mara nocna...


Witajcie - tak, tak - nadal zastój. Ba, już nawet nie wchodzę na wagę, żeby zobaczyć, czy coś zleciało bo po co mam się denerwować. Wczoraj w ramach 1 posiłku zjadłam loda - 130kcal. NIe był to szczyt euforii, bo dla mnie jak lody to tylko Soprano i każde inne mogę się schować, a to nie był lód soprano. Powybrzydzałam, ale zjadłam. Jak poszło w d... to trudno - ale pewnie dałam radę wybiegać. Jedna sąsiadka urlopuje się nad morzem więc biegamy w osłabionym składzie. Wczoraj ruszyłyśmy o 21.30 i najpierw zrzędziłam jej,że mi się nie chce strasznie, podkreślając,że pewnie na przekór, będzie mi się biegać super, a potem dodawałyśmy kolejne metry tak się dobrze biegło.W ogólnym rozrachunku wyszło nam jakieś 5 km w ciągu 35 min i dziś mamy zamiar dołożyć pewnie z kilometr - trochę to utrzymać a potem atakować bieg naokoło naszej miejscowości :) Wczoraj gdyby nie pora, pewnie biegałybyśmy dalej. Oj nie ma to jak powrót do domu w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku :):):) Do dywanówek oczywiście nie wróciłam bo kiedy i po co.... nie? eh. A mam nieodparte wrażenie,że jak zacznę znów skakać w domu to jednak ruszę... ale nie chce mi się. Niech mi ktoś da kopa na start bo inaczej będę tylko marudzić,że powinnam i nic z tym dalej nie robić.
W nocy miałam dziwną przypadłość- nie wiem co to było, ale tak jakby mnie ktoś przycisnął do łóżka i złapał za środkowe kręgi kręgosłupa i ściskał - bolało jak pieron, jednocześnie nie mogłam się ruszyć,żeby zmienić pozycję bo czułam się naprawdę jakby mnie ktoś trzymał. Byłam tak przerażona,że bałam się pójść do łazienki i zasnęłam już po tym do rana... Nawet na wspomnienie o tym robi mi się nieprzyjemnie... Masakra, mówię Wam! Kiedyś - daaawno temu, zdrzemnęłam się na kanapie i śnił mi się ogromny pies, który dobiegł do mnie dysząc i ziając i wpił mi zęby w krtań... obudziłam się prawie zlana potem. Mam czas od czasu takie schizy i nie wiem czemu one mają służyć. Do tej pory pamiętam,że tego psa to słyszałam jak wybiega z korytarza - taki był realny. Ble!
  • Niecierpliwa1980

    Niecierpliwa1980

    15 lipca 2013, 17:42

    Ech,te zastoje...trzeba jakoś wytrzymać. Ja drugi dzien ostro cwiczę,choć boli mnie to,ze muszę teraz pogodzić bieganie i ćwiczenia. czasu brakuje na wsyzstko,ale ten tydzien powinien pokazać,czy ta zmiana,to dobry kierunek.

  • jolakosa

    jolakosa

    15 lipca 2013, 08:03

    aj te zastoje, na pewno ruszy, duzo schudłas , wiec to normalne, ważne że na pewno już jestes super laska , ja jakis czas temu w novcy przeszłam do córki łóżka i tam mąz mnie obudził do pracy , nie wiedziałam jakim cudem to sie stało ze tam poszłam, potem sobie pomyslałam że mam zastoje przez to ze może ja jem w nocy i o tym nie wiem :)

  • zaga24

    zaga24

    15 lipca 2013, 08:01

    Madziu a jak wrcasz to jesz cos po tym bieganiu Barwo