Po świętach wpadłam w jakiś kołowrotek jedzeniowy. Z każdym dniem postanawiam wrócić do diety ale albo mi się uda na jeden dzień bez wpadek albo czekolada lub inne rzeczy są silniejsze. Czemu tak trudno jest wrócić na drogę dietetycznej cnoty? Mam już dość likwidowania wszystkiego co słodkie wokół mnie żeby się przypadkiem w chwili słabości nie skusić. Takie likwidowanie słodyczy to tylko odciągnięcie momentu w którym pobiegnę do sklepu po coś słodkiego. Moim wielkim marzeniem jest przechodzić obojętnie obok słodyczy a nie ze ślinotkiem. Czemu głupi cukierek (żeby chociaż jeden) rządzi moimi cudownymi planami i marzeniami i szczupłym ciele?
Mam za sobą spory sukces ponieważ na Vitalii (smacznie dopasowana) schudłam już 16,6 kg. Niestety po świętach wróciło 2,8kg. Nawet to, że z takim trudem gubione kilogramy wracają w zastraszającym tempie nie zniechęca mnie do podjadania słodyczy. Słodycze to moja wielka słabość bo to bez nich nie umiem wytrzymać na diecie. Z normalnym jedzeniem nie mam problemów lubię chude i zdrowe jedzenie.
Dość tych smutków. To pewnie przez @ mam taki cudowny humor.