Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
11 marca-ledwo łażę, ale jakie to miłe:)


Po poniedziałkowym aerobiku, na którym SADYSTKA (czytaj instruktorka) skupiła się na mięśniach naszych ud i pośladków, ledwo łaziłam więc wczoraj postanowiłam porozciągać nieco te zbolałe mięsnie i pół godziny dałam sobie na rozgrzewkę i rozciąganie.  To jak mi już poziom endorfin skoczył to pomyślałam, że fajny firm leci w TV więc pooglądam, ale przecie nie biernie- zapodałam sobie hula hop na pół godziny. Film się skończył, godzina 21.30 to może jeszcze spacerek (czytaj marsz szybki) zrobię sobie coby się dotlenić nieco. To poszłam i muzyka w uszach głośna i nadająca tempo...godzinę mi zeszło. Obeszłam osiedle. Przyznam, że spało się doskonale, czuję się dobrze tylko zakwasy zamiast mniejsze to większe się zrobiły...

Dziś kalorie sponsoruje jabłko zjedzone rano, pół banana z pół szkl. mleka i kawa. na razie...niedługo obiad...

  • Mileczna

    Mileczna

    11 marca 2015, 11:26

    mi zajeło chyba z 5 dni zanim po powrocie do cidziennych ćwiczeń przestalam być wielkim zakwasem :) ,troche śmiesznie chodziłam (szczególnie po schodach) ale tarz po prawie 4 tygodniach juz zupełnie tego nie pamiętam :) ...genaralnie gratuluję udanego treningowo dnia :)