Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
dzien czwarty


zaliczony.

chociaż bardzo zly i znowu flustracja.

ze tyle daje i nie dostaje nic w zamian:(

według obliczen, powinnam schudnąć około pol kg, ciut mniej..

zobaczymy jutro.

dzisiaj rest. jutro turbo 30

nie zrobiłam peelingu dzisiaj, bo już czasu mi braklo.

za to naoliwilam wlosy i zrobiłam male spa i odchamianie.

na kolacje węgle for sure.

ale, dawniej jak chudłam.. wdupialam jogurt z mnóstwem ilości kalorii, jabłko i kanapke.. brak bialka, lub miche owocow z jogurtem i chudłam.

 

dzisiaj dwie kromki i pasta ze 100 g sera i awokado plus rybki.

jest mi przykro, chodze zla ...poirytowana.

bo naprawdę staje już na glowie...dosłownie, żeby zrzucić bebech:(

 

boze dodaj mi sily, bo jak tak dalej będzie to rzuce się na zarcie, bo dzisiaj znowu miałam takie myśli..

 

nawpierdalac się.

a czemu?

żeby zrobić na zlosc mojej diecie. żeby odreagować..

bo moje 'katowanie' i tak nie przynosi rezultatow..

prawda jest taka, ze kościami biodrowymi, kręgosłupem, zebrami i obojczykami, oraz kośćmi na ramionach mogłabym zabic;]

brzuchem w sumie tez.

tyle ze na brzuchu ociekający tłuszcz i az się boje mierzyc czy wazyc jutro.

bo zjebie mi się humor, jeśli waga pokaze pare gram więcej, a z pewnoscia tak będzie..widzac mój dzisiejszy bebech.

kurwa!

zobaczymy co będzie jutro, co będzie dalej.

mnie miesiąc czy dwa i dalej będzie tak jak teraz to dostane oczojebu.

//jutro fryzjer. mam nadzieje, ze nie upierdoli mi wlosow do polowy.

 

a teraz opowieści z innej beczki.

opierdolilam wczoraj mojego kolego-ex.

ogolnie, jestem rozdrazniona stanem wyżej wypisanym, wszystko leci mi z rak,

samo bądź dzięki mojej pomocy[czyt. rzucam tym]

dodatkowo chamsko wszystkim odpowiadam, burcze, fucze...

najchętniej ucieklabym na chwile gdzies..

zdala od cyfr i wagi.

nienawidzę siebie takiej, lepiej idzie i wszystko gdy uśmiecham się i patrze pozytywnie.

ale od kilku dni znowu nie potrafie i popadam w doly, a ludzie dookoła musza to znosic.

także padlo na exa.

w pon. odezwałam się do niego pierwsza.

oczywiście gadal jakby nie mogl, ciagle gdzies odchodząc, przelaczajac rozmowy..

a na końcu w ogole zakonczyl rozmowe, bo kolega na drugiej linii mu dupe trul.

spoko. tyle, ze ja bylam pierwsza i kultura wymagala dokończenia rozmowy ze mna, a potem sluchanaia gorzkich zali dareczka.

to nie pierwszy raz tak mnie zbywa. potem poszlam spac, a rano na tel miałam dwa

missed calls, o 10;30 pm.

bo mój kolega jechal na nocna zmiane do pracy i doszedł do wniosku, ze sobie do mnie zadzwoni.

[dzwon do darka, gamoniu]

ok.

później dwa dni ciszy...

luuuuz.

i wczoraj napisałam sms.

i posypala się lawina.

pozno wrocilam z work, bo zapieprz przed swietami i bosska tez daje w dupe.

i z kopertkami i zresztą na niej tez wyzywam swoje humorki.

także wpadłam do domu, zjadłam wkurwiona, i brudna leciałam cwiczyc od razu.. tak jak zawsze to robie.

w międzyczasie napisałam do gamonia, a on posypal lawine smsów, dzwonil, wynagrywal mi się na poczte etc.

cala akcja działa się w momencie moich zmagan z turbofire.

kurwa...

koncze, ide się myc, dostaje sms, ze będzie za piec minut...

wkurwilam się, bo lubie planować.

nienawidzę, kiedy ktoś stawia mnie przed faktem dokonanym, nie pytając mnie o zdanie i mowi mi o czyms za piec dwunasta.

ostatnio inny kolega zrobil to samo.

jestem baba.

chcąc gdzies wyjść..musze wiedzieć wcześniej. najlepiej dzień wcześniej.

zebym mogla zaplanować plan cwicze, strategie jedzenia...

 

bo niestety to mnie teraz pochlania i nie mam normalnego zycia.

chce się umyc po ćwiczeniach, albo po prostu sciasc sobie na dupie, po całym dniu roboty.

bo ostatnio wpadam do domu i latam jak glupia,

od wagi, kuchni i jedzenia, do zegarka,

od kompa z ćwiczeniami, do łazienki i moich mazideł....

zwariować idzie.

a oni mysla, ze skoro nie mam znajomych, no to mam w chuj czasu.

w robocie leze do góry zadem i w domu robie to samo.

ale wracając do gamonia...

podkurwialam się, bo była już 19...

ja upocona, brudna i smierdzaca po robocie...

nie przygotowane sniadanie do work, kolacja ma być za pol godziny...

a teraz trzymam się kurczowo godzin.

jestem zmeczona, padam na ryj...

a on jak przyjedzie, to będzie siedział..w chuj czasu.

zarcie mi się przesunie, będę glodna, zla i niewyrobiona...

dlatego, gdy dzwonil.. odebrałam i zjebalam.

wcześniej napisałam mu sms, ze nie mam czasu...

 

kurwa, sorry tak to nie będzie.

dzisiaj napisałam do niego rano i go przeprosiłam, bo w sumie nie powinnam az tak go zjebac[chociaż lacinki nie było]

ale ludzie... pal licho tam już z tym moim szykowaniem zżarcia i głodem związanym z późniejszym posiłkiem..

nie pierwszy raz miałaby miejsce taka sytuacja...

ale wpierdolilo mnie to, ze nie odzywal się dwa dni.

nichuja.

ani jednego głupiego 'hej'

a tu nagle egoiście uwidziało się przyjechać i wpierdala się w moje plany bez zapowiedzi, bez mojej zgody;/

wiedzac, ze jestem zajeta ćwiczeniami, bombarduje mnie telefonami...

no chory..

i myśli, ze rzuce wszystko, bo on już stoi pod domem.

wale to. był pod domem, ale musial się wrocic, bo nie popuscilam.

az w szoku jestem, bo w sumie zawsze bylam na jego zawolanie i chyba nigdy nie odwolalam spotkania.

ale dobrze mu tak, ja rozdaje karty, nie on.

nie on będzie dysponowal moim czasem.

bo dzisiaj przykładowo jest piątek, jest weekend.

jest zalegla kawa i kino, które obiecal...

ale znowu milczy i się nie odzywa...

dzisiaj na stowe pojedzie do kolezkow, bo przecież na to jest czas...

a mnie można wrzucić w inny wolny termin, bo przecież i tak nic nie robie, nie mam zajec, planow... nie mam prawa odpocząć, jebne wszystkim i się z nim spotka.

niech spierdala do zrosnietobrwistej lafiryndy;] lol

mam nerwy na niego i wkurwilo mnie jego wczorajsze eoistyczne zachowanie.

ok tyle. spadam spac chyba;] baj