Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
dzien osmy


dzień 7 skonczylby się znowu słodkościami, zdenerwowałam się i zezarlam migdaly chociaż miałam nie zapychac się czyms co mi i tak nie zastapi słodyczy, ale kurde ile można. do tego jabłko i kawa ze slodka smietanka. i przeszlo....a dzisiaj

krotko zwiezle i na temat. dzień udany.

dieta ok. ćwiczenia super -455 spalonych kalorii;]

kocham turbofire<3 jest czyms najlepszym...:)

jeśli sprosta moim oczekiwaniom i da rezultaty, zakupie t25,

następnie insanity..;]

bo radoche mam mega i naprawdę uwielbiam te ćwiczenia,

ale chciałabym również, aby energia i radość szly w parze z efektami.

tydzień za mna. zobaczymy co dalej.

 

musze odnaleźć punkt zaczepienia, mam nadzieje, ze moim strzalem w dziesiatke, będzie 2000 kalorii.

moglby ktoś stwierdzić, ze chyba cos mnie boli... bo chce chudnac na 2000tys kalorii. ale pracuje, cwicze... i według mnie powinno to dzialac!

kurde....czuje się dobrze, chyba trochę mija mi obsesja jedzeniowa, tzn..mysle dalej, ale nie tak obsesyjnie jak przedtem.

jem regularnie.

i jem dużo, serio.

i powiem tak, przemyslalam sobie moje diety, moje odchudzanie i wszystko inne.

doszłam do wniosku, ze w sumie chuj z tym co jemy, wazny jest tylko bilans.

why? już tlumacze:

kiedy pracowałam w downtown, nie odchudzałam się.

jadlam mega niezdrowo i w sumie nie przykladalam wagi do tego co jem.

może ilościowo nie było tego dużo, ale jakościowo garbec.

w skrocie, na szybko rano sniadanie, szkola, potem obiad w domu, praca, w pracy lunch czyli kanapka... powrot do domu o 2 w nocy i codzienna tradycja, dużo frytek, ketchup, do tego szklanica pepsi z lodem i na końcu o 3 rano micha lodow i do wyra.

no... samo bialko na kolacje, do tego 3 godziny przed snem. lol

a mimo to, schudłam 5 kg w 6 tygodni.

nie z miesni...bo widocznie zmalalam w obwodach, spodnie luźniejsze etc.

jak to zrobiłam? a no tak, ze spalalam więcej niż przyswajałam.

ot cala tajemnica. praca 8 godzin hardocoru dawala rade, az mi paznokcie poschodzily.

ok. kolejny przykład, kiedy bylam już na diecie 1000, dalej nie przywiazywalam wagi do jakości, tylko do ilości, żeby zjeść jak najwięcej, ale jak najmniej kalorycznie, przykladowa, kolejna kolacja bialkowa;

kromka chleba z ogorkiem, jabłko i actvia..sam cukier i węgle.

albo activia i full micha owocow.

i co?

i chudłam.

a teraz stresuje się, kiedy zjem owoca na kolacje, albo kromke chleba...

tak samo wpieprzalam miche lodow, i tez miałam rzut na obżarstwo, a to wyjście z mariuszem, i kebab na talerzu, a to codziennie slodka kawa z karmelem i mlekiem tłustym i cukrem...full wypas... codziennie. [teraz pije gorzka;]

i nigdy waga nie pokazala mi więcej.

why? bo kawki wliczone w bilans były, oczywiście przez to 200 czy 300 kalorii musiałam rezygnować z pełnowartościowego posiłku.

ale było ok. chociaż może tez i dlatego, ze bedac na tysiaczce i wdupiajac lody..nabiłam może 1500 kalorii, dlatego tez nie było zadnej niespodzianki.

teraz zaczynam już myslec o tym co jem.

przykładowo wdupilam paczka, 400 kalorii, za to miałabym pycha obiad, lub kolacje, lub full owocow z twarogiem...

i tak ciężko było to spalic..

wiem to, ale mimo wszystko czasem chec na cos jest silniejsza od racjonalnego myslenia.

także od dzisiaj liczy się tylko BILANS !

owszem, weszly mi w krew już te białkowe kolacje... i jak zjem jabłko to dostaje do glowy..

ale nie będę krejzowac jeśli wpadnie cos zlego.

tak samo słodycze.wlicze w bilans, będzie ok.

ale najważniejszy jest punkt zaczepienia.

jeśli ta ilość kalorii da efekt , będę happy.

jeśli nie, zwieksze jeszcze o 100 kalorii...

jeśli to nie pomoze, będę musiala obnizac niestety...

ale wymyslilam inny system, zanim wyprobuje ten.

w dni wolne od treningu, lub wolne od pracy, lub wolne od tego i tego, lub po prostu wolne od work, ale z mniejsza intensywnoscia [np.core20]

jem mnie kalorii. w tygodniu, gdy pracuje i cwicze spoko jest jeśli zjm 2000.

ale w weekend, gdzie praca odpada, a workout spala 200 kalorii, to 2000 slabo wypada.

i może to mnie pograza i brak rezultatow jest. od tego weekendu zastosuje to, plus soboty dla słodkiego wliczonego w bilans.

staram się nie popijać posilkow, i pic dużo wody w przerwie miedzy posiłkami, peelingi w miare, tylko musiałam zastopować, bo tak tarlam skore, ze az dziurka kolo kolczyka zrobila się red.

będę musiala zakupić nowe peelingi i basamik z eveline i te moje nieszczęsne szminki, co mi zwedzili.

 

co do dnia jutrzejszego..w planie trzy domki, 900 kalorii i hiit20, oraz telefon do Polski:)

przyjdę, zrobie hitta, kawke i tyrkne do pl, ewentualnie wdupie moja zupke..żeby nie być wyglodnialym jak pies...

a na wigilie mam już plan, ale czy wypali?

przede wszystkim, jesc powoli i delektować się, a przestać kiedy brzuch pelny.

około 4 uszek z chochla baszczu, z 4 pierożki, rybka i salatka, bez ziemniakow.

dwa kawałki ciasta, owoce...:)

thats it.

i w boze#narodzenie#replay;d

 

daje z siebie wszystko, jem zdrowo:)

cwicze hardkorowo,

chce efekty! i to już, raz raz.. goddamn it ;d