Z dietą jedna wielka tragedia - dzisiaj była rodzinna impreza z okazji urodzin i imienin Lubego i zdobycia prze ze mnie tytułu magistra. O tyle dobrze, że 3 okazje w jeden dzień, to zaoszczędziłam trochę kalorii no ale i tak swoje zjadłam - 2 kawałki tortu + kawałek ciasta z masą budyniową, a potem jeszcze z Lubym zamówiliśmy chińszczyznę. No i do tego szampan. Wczoraj też nagrzeszyłam, już szkoda gadać. Dodatkowo od kilku dni nie ćwiczę. Motywacja do odchudzania spadła mi praktycznie do zera. Nie czuję się już gruba - wiadomo, idealnie nie jest, do wymarzonej sylwetki zostało jeszcze ok 10 kg, ale już nie czuję się w swoim ciele tragicznie, a to mnie najbardziej motywowało do odchudzania. I nie wiem co teraz mam zrobić, żeby znów poczuć motywację. Na razie plan jest taki, żeby od jutra wrócić do diety i ćwiczeń i dotrwać co najmniej do czwartku. Tak żeby chociaż nie przytyć, bo na spadek wagi to ciężko liczyć.
ragazza.di.sterline
30 stycznia 2012, 08:56mogę Ci powtarzać, że jeszcze jesteś gruba, jeśli Ci po pomoże:P a tak poważnie, to motywacje znajdziesz w najmniej oczekiwanym momencie:)
fallen.
29 stycznia 2012, 23:14Skąd ja to znam. Niby przeszkadza, ale jednak się nie chcę. Ja zaczynam walkę od jutra i tym razem mi się uda. Tobie też :)