Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
106: Studniówka - odliczam


Poprzednie ważenie nie oddawało stanu rzeczy - byłam po chorobie i piłam mało wody. Po wyleczeniu waga wróciła z dodatkowym 0,5kg.

Byłam w weekend na imprezie rodzinnej. Mój mąż zrobił fotkę mi i mojemu bratu. Brat waży niewiele więcej ode mnie ale jest oczywiście wyższy. Wyglądam przy nim jak Bunia z gumisiów. Rękawy w sukience jakby miały zaraz eksplodować.. 

Przeanalizowałam wczoraj wieczorem swój vitalijny pamiętnik i doszłam do wniosku, że mój spadek wagi to pierwsze 6 tygodni od kiedy powiedziałam sobie "dość", następnie 9 tygodni bujałam się w nadziei, że waga sama z siebie spadnie, bez mojego wysiłku. I teraz jestem w tym punkcie. 66% czasu zmarnowałam. Pewnie mogłabym już być blisko celu, a tymczasem się oddalam.

Postanowiłam: nie będę liczyć dni "w górę", bo do niczego mnie to nie prowadzi, teraz będę odliczać w dół. Daję sobie 100 dni. To jest czas, kiedy nadejdzie mój powrót do pracy po urlopie macierzyńskim. To będzie 14 tygodni, gdzie do zgubienia mam 8,5kg. Wychodzi ponad pół kilo na tydzień, więc jest to do zrobienia. Sukcesem będzie też dla mnie jak pojawi się na wadze 5 z przodu. 

Z rzeczy które muszę zmienić: odstawić alkohol, zacząć ćwiczyć, przestać jeść słodycze. Bardzo zaniedbałam ostatnio te 3 sprawy i pozwalam sobie często na takie przyjemności. Lecę tymczasem na allegro kupić sobie buty sportowe, bo nie mam nic na płaskiej podeszwie, nie mówiąc o sportowych. Grr.. Mam dość tych otrzeźwiających mnie zdjęć. Chcę wyglądać dobrze dla siebie, męża i być dobrym przykładem dla dzieci.