Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
2 tygodnie z górki (a raczej pod górkę)


Dziś prawie ok. Bez grzechów głównych i pobocznych, no to co mogę sobie zarzucić to brak ćwiczeń o poranku, ale nocke miałam z bańki ze względu na ząbki mojej dzidźki, które idą i wyjść nie chcą. Ponadto przyjechała koleżanka od zakładu z córką i dokonywałam na niej eksperymentu w postaci pasemek. Okazało się, że wcale nie przoduję, a raczej idziemy łeb w łeb w tym naszym odchudzaniu. Ok. 5 kg z malym wahaczem to pół kilo w tę, to w inną stronę. Przyjmujemy wariant optymistyczny:) Zatem mniej ćwiczeń o jakąś godzine niż zwykle. Dziś jest jubileusz: to już dwa tygodnie odkąd postanowiłyśmy zrzucić z siebie nadmiar ciężkości. I muszę przyznać, że z mniejszymi lub większymi grzeszkami jakoś to idzie. Zdaję sobie sprawę, że to decyzja na dłuższy czas, jeśli chcę osiągnąć cel i że to decyzja na jeszcze dłuższy czas jeśli chcę utrzymać wagę jakąkolwiek osiągnę.

Śniadanie: łyżka musli, pół miski mleka chudego, kawa z mlekiem

Obiad: sałata, pomidor, gołąbek, pietruszka, ocet jabłkowy

Kolacja: sałata z pomidorem, pół melona, pół grejpfruta

Ćwiczenia: ok. godziny