Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Nie ma tragedii
7 września 2007
Wszystko jakoś idzie, zwłaszcza do tyłu i o to chodzi. Niedługo wracam do życia to pójdzie łatwiej i szybciej. Stres, codzienne wstawanie chamskim świtem, bieganie za pociągami, tramwajami zrobi swoje. Egzaminy też, pisanie pracy. Trochę się boję. Ale muszę jakoś dać radę. Jutro idę na wesele i nawet uda mi się wcisnąć w kreację, więc odniosłam sukces i powinnam być zadowolona. Ponad 7 kg w miesiąc to chyba niezły wyczyn. Przyznam się, że nie stosowałam się skrupulatnie diety, czasem jakieś ciasteczko, czy winko, ale sporo ćwiczyłam więc stąd ten spadek. Poza tym nie obżerałam się jak niegdyś, a jadałam mało i często, czyli jak Pan Bóg przykazał. Moja droga do ideału jeszcze daleka, ale przyznam się, że po raz pierwszy chyba udało mi się świadomie tyle schudnąć. I wiem, że potrafię, byle do celu. Tak się podtrzymuję na duchu, bo lubię.