Jestem z siebie dumna, bo pomimo deszczu zwlekłam się wczoraj z kanapy i poszłam pobiegać. Niestety szybko wróciłam, bo buty mi przemokły. W sumie więcej było przygotowań niż samego biegu, bo musiałam ubrać dziecko, na wózek nałożyć folię ochronną... Po piętnastominutoej przebieżce wróciłam do domu i poćwiczyłam pół godziny: 30 przysiadów, 30 brzuszków, 400 spięć brzucha i po 300 ćwiczeń na nogi z leżenia. Jako podwieczorek po tych dokonaniach zjadłam jabłko, a na kolację zupę brokułową. Gdybym przy oglądaniu wieczorem telewizji nie zjadła połowy paczki słonecznika, byłoby idealnie!
anejka75
29 kwietnia 2015, 09:27Gratuluję samozaparcia w ćwiczeniach, ja wczoraj miałam lenia, zimno tak, deszczowo ani nosa nie wystawiłam na dwór. Po pracy pojechałam tylko do konia, nakarmiłam ją, wyczesałam i poszłam spać o 21. Przynajmniej trzymałam się diety, mały plusik, ale zero sportu duży minus.