Do południa było znośnie. Po południu zaczęło się sypać. Zaczynając od tego, że praca, którą robiłam 4 godziny i tak zepsułam. No i potem zaczęłam się na wszystko denerwować. Kolejną pracę, którą zaczęłam kolorować, po 5 min stwierdziłam, że tą też zepsułam. Dodatkowo popsułam sobie nastrój. Na szczęście udało mi się go szybko naprawić ćwiczeniami. Ostatnio w sumie tylko tak rozładowuje swój stres. Śmiało mogę również stwierdzić, że stwierdzenie ,,nie chwal dnia przed zachodem słońca" się sprawdza. W czasie ćwiczeń musiała wparować jeszcze mama z zamiarem poczęstowania mnie cukierkiem. Koniec końców zjadłam 2 bo i tak nie miałam nic do gadania. W tym wszystkim najgorsze jest to, że i tak muszę te 5 prac zrobić. Termin mam do 21 maja. Coś cienko to wszystko widzę tym bardziej, że jutro mam iść na festyn.