No właśnie, ja od rana mam znowu początki jakiegoś moralnego dołka... Czuję, że woda zatrzymała mi się znowu, bo wczoraj na "ostatkach" nie tknęłam niczego zakazanego do jedzenia, ale za to zaszalałam z winkiem... Jeszcze żeby tego mało było, to katowałam się rano jak masochistka co najmniej - weszłam na wagę, bez sensu - wiedziałam, co tam zastanę, ale weszłam... 69,1kg... Wiem, że to nie tłuszcz... WODA WODA WODA która zejdzie. Ale usiadłam na tyłku i już się łamać zaczęłam.... Ale w końcu to od Was się czegoś nauczyłam! Jak człowiek siedzi na swoim tłustym doopsku i nic nie robi to i w główce się mu zaczyna pierniczyć... A więc co? Zima jest, słoneczko jest, śniegu dużo jest, małżon jest - jest wszystko, czego potrzeba na.... zimowe szaleństwo!!! Nie wiem jak Wy, ale ja idę napychać worek siankiem i lecę na górkę pozjeżdżać sobie! Buziam Was, do poczytania!
Cioccolato
10 lutego 2013, 20:22Mi też często woda zatrzymuje się w organizmie. Ciało wtedy takie ciężkie jest, a skora taka twarda jakby się ja napchalo czymś. Znam te uczucie. W zimę moze nie, ale w lato tragedia... Wspolczuje Ci... Trzymaj się :-) Będzie dobrze :-*
grgr83
10 lutego 2013, 16:04E to na pewno woda, jutro będzie mniej na wadze, jeszcze jak poszalejesz na górkach to nie ma innej opcji :)
ojtajolunia
10 lutego 2013, 14:22Głowa do góry:-D Zazdroszczę Ci tej wagi, 6 z przodu kurde kiedy to było ;-) Powodzenia i bądź silna!