Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
plecak rozpakowany...


urlop powoli dobiega końca.
Ostatnie dni wakacyjne migają w tempie coraz szybciej zachodzącego słońca.
Na polach pachnie ziemią...
Lubię jesień, choć jest trochę nostalgiczna.
A może właśnie dlatego ją lubię?

Ale zaraz, miało być o  wycieczce. I o odchudzaniu rzecz jasna.
A więc... górska wyprawa cudna. Polecam cały masyw śnieżnika, Kłodzko - zwłaszcza warownię i całe te okolice (jaskinia niedzwiedzia, kopalnia uranu - jest co zwiedzać kiedy kolana bolą od wspinaczki górskiej :).

Druga rzecz, zaraz o czym to ja miałam... aaaa.
Szukam najmniejszej z możliwych czcionek, żeby choć trochę wagę wagi zmniejszyć, pomniejszyć, zbagatelizować...
Szczęśliwa siódemka w sąsiedztwie drugiej.
Szczęśliwa para, nieszczęśliwa ja. Nadprogramowa dycha. Cierpią kolana, kręgosłup,a na końcu poczucie własnej wartości widziane przez pryzmat atrakcyjności...

Plan? No ba, oczywiście, że jest.
Prosty, mało odkrywczy i... skuteczny?
Żreć mniej!
Tyle ile w garści. Po japońsku.
Bez super diety,  zbędnych wydatków, inwentaryzacji w lodówce, odmawiania sobie przyjemności i takich tam. Tylko kalorie będę trzymać w ryzach i ćwiczyć będę TEŻ.
O! Właśnie tak jak zrobiłam to przed chwilą: pośladkowe i brzuszki.
HOWK!

  • basiaaak

    basiaaak

    23 sierpnia 2012, 13:01

    Trzymam kciuki :))))